Od jakiegoś czasu mówi się o rzekomych planach rządów na całym świecie mających na celu zachipowanie swoich obywateli niczym bydła. Zwolennicy teorii spiskowych sugerują, że ma to być narzędzie totalnej inwigilacji, dzięki któremu rząd będzie wiedział dokładnie gdzie przebywają wszyscy jego obywatele, kto z kim właśnie się spotyka i co prawdopodobnie robi. O ile podobna wizja totalnej inwigilacji byłaby niemożliwa do realizacji w połowie zeszłego stulecia, to dziś, przy niewyobrażalnej mocy obliczeniowej współczesnych komputerów, automatyczne śledzenie poczynań milionów ludzi nie wydaje się mrzonką. Ludzki nadzorca wkraczałby do działania w sytuacji, gdy komputer zgłosi mu „podejrzane” zachowanie jednego z monitorowanych „obiektów” i mógłby np. w każdej chwili wysłać za „potencjalnym przestępcą” oddział pościgowy w śmigłowcu czy po prostu bezzałogowy samolot z karabinem snajperskim w celu likwidacji niepokornego obywatela. Czy taka wizja ma szansę się spełnić? Nie można tego wykluczyć. Absolutna kontrola nad społeczeństwem jest oczywistym celem polityków i nie wolno nam udawać, że jest inaczej – do władzy nie dostają się ludzie szlachetni, mający poczucie misji ani społecznicy, tylko cyniczni, chciwi, często bezwzględni manipulanci, ludzie wiedzący doskonale, że dzięki władzy mogą stać się bogaci znacznie prościej, niż ciężka pracą i przedsiębiorczością. Ludzie tacy bez wahania wykorzystają każdą technologiczną możliwość, aby zmniejszyć wolność obywateli i zwiększyć siłę depczącego ich państwa. Uczynią to w imię szczytnych haseł, takich jak „bezpieczeństwo narodowe”, „dobrobyt” czy ulubiona przez socjalistów „równość społeczna”, będących jedynie wygodnym kłamstwem ukrywającym ich realne zamiary. Żadnego rządu nie obchodzi bowiem ani nasza wolność, ani bezpieczeństwo ani nasze szczęści. Taka jest optyka libertarianina, nie teoretyka spisków. Nie potrzeba wierzyć w Nowy Porządek Świata ani w spisek Watykanu, aby zrozumieć cele i metody stosowane przez ludzi władzy i popierających ich na każdym kroku ludzi ze świata finansjery. Nasza wolność jest ich stratą, a ich władza jest naszym zniewoleniem. Marksistowska walka klas wykracza poza rzekomy konflikt robotników z kapitalistami – w rzeczywistości jest to walka między rządzącymi a rządzonymi – między politykami a obywatelami. Między bankierami a uczciwymi przedsiębiorcami. Tak czy inaczej trzymający władzę uczynią cokolwiek – z ludobójstwem włącznie – aby tej władzy nie utracić.
Technologia RFID to wspaniałe narzędzie dla handlu, bankowości, bibliotekach, magazynach ,sortowniach i wielu innych zastosowaniach komercyjnych. Z drugiej strony to wspaniałe narzędzie inwigilacji – wszczepione człowiekowi pod skórę. Pomysł znaczenia ludzi niczym zwierząt domowych budzi obrzydzenie, przywodzi na myśl wypalanie piętna niewolnikom – i tym właściwe może się stać chipowanie obywateli, jeśli pozwolimy państwom robić to ludziom przymusowo. Wszczepianie komukolwiek czegokolwiek bez jego zgody jest agresją przeciwko jego samo-posiadaniu i jest niedopuszczalną praktyką. Osoba, której urzędnicy i lekarze chcą bez jej zgody wszczepiać cokolwiek ma prawo się bronić z zastosowaniem brutalnej przemocy włącznie – oczywiście brutalnej w takim stopniu, jaki jest niezbędny aby powstrzymać agresorów przed dokonaniem operacji i ewentualnie, zniechęcić przed ponawianiem prób w przyszłości. Jeśli ludzie chcący nas chipować spotkają się z bezpośrednim zagrożeniem życia ze strony obywateli, raczej nie będzie ich to zachęcało do ponawiania prób.
Gdybym usłyszał w radiu historię o tym, jak ojciec zabił lekarza, policjanta i urzędnika z ministerstwa przeprowadzających bez zgody obligatoryjne wszczepienie jego dziecku chipu RFID, uznałbym jedynie, że facet postąpił słusznie broniąc swojej rodziny. Co więcej, gdybym był sędzią, uniewinniłbym takiego człowieka.
Obawiam się jednak, że jeśli politycy poważnie traktują możliwość zmuszenia nas do noszenia jakichkolwiek chipów pod skórą, to najpierw zadbają abyśmy byli całkowicie bezbronni wobec tego procederu – rozbroją nas (rządy na całym świecie robia to od dawna – obecnie wiele mówi się o Obamie, który zamierza wykorzystać ostatnią strzelaninie w Newton, jako pretekstu do rozbrojenia Amerykanów) i stworzą silna organizację dysponującą uzbrojonymi po zęby funkcjonariuszami gotowymi siłą dowlec nas do ambulatorium, gdzie bez znieczulenia pielęgniarka zaszyje nam pod skórą stosowne urządzenie, a następnie biurokrata podsunie nam dokument do podpisania, zgodnie z którym całej operacji poddaliśmy się „dobrowolnie”. A potem jeszcze przyślą nam rachunek do domu na pokrycie kosztów dowleczenia nas na chipowanie.
Prywatne stosowanie RFID w dziedzinie bezpieczeństwa
Zwolennicy chipowania ludzi powołują się oczywiście na „bezpieczeństwo”. Sugerują, że technologia ta pozwala nadzorować poczynania przestępców, oraz może chronić przed porwaniami dla okupu (porywanie kogoś, kogo lokalizacja będzie znana policji w każdym momencie traci sens). Doskonale, bezpieczeństwo jest cennym dobrem i jego ochrona leży w interesie każdego z nas. Jednakże bezpieczeństwo nie jest dobrem kolektywnym, nie można rozpatrywać go w kategoriach zbiorowych – jako bezpieczeństwa narodu, społeczeństwa czy innej grupy. Teoretycznie bezpieczeństwo całej grupy ma równać się bezpieczeństwu wszystkich jej członków. Jednakże jest to rażące uproszczenie. Próba tworzenia kolektywnego bezpieczeństwa za pomocą przymusowych rozwiązań prowadzi jedynie do zwiększania kosztów jednostkowych przypadających na członka grupy, oraz przeniesienia kosztów z jednych osób na drugie. W przypadku, gdy państwo tworzy ogólnonarodowy system chipowania obywateli, musi oznaczyć biednych ludzi tak samo, jak bogatych. Uczyni to na koszt tych bogatych, ponadto zachipuje wszystkich obligatoryjnie, niezależnie od tego, czy tego chcą, czy nie. W przypadku masowego i powszechnego wszczepiania RFID nieuchronnie pojawiać się będą błędy, powikłania pooperacyjne, zakażenia wirusem HIV, nadużycia ze strony urzędników i funkcjonariuszy Ministerstwa Oznakowania Obywateli itp. Koszty roszczeń ze strony poszkodowanych przez państwowy system (o ile państwo nie zakaże im dochodzenia swoich praw) spadną na pozostałych obywateli – z odszkodowaniami dla ofiar systemu włącznie. Innymi słowy, ludzie, którzy nie chcą być chipowani, będą chipowani wbrew własnej woli, na własny koszt, a w dodatku będą musieli fundować chipowanie innych ludzi i do tego pokryć koszty błędów i nadużyć generowanych przez system. Dalsze koszty wynikną z utrzymywania monitoringu obywateli, z interwencji podejmowanych przez państwo w przypadkach „potencjalnych naruszeń prawa” i błędów przy tych interwencjach. Wielu obywateli doświadczy bezpodstawnych aresztowań, bo komputer zgłosi funkcjonariuszom „podejrzane” zachowanie, a Ci podejmą działanie prewencyjne zgodne z zasadą przyświecającą każdemu słudze biurokratycznej machiny państwa: lepiej podjąć działanie i zaszkodzić obywatelowi, niż zaniechać obowiązku i narazić się przełożonym. Takie sytuacje są nieuniknione, choć absolutnie zbędne.
Bezpieczeństwo jest bowiem dobrem jednostkowym, indywidualnym, rożnie wycenianym przez rożne osoby, a nawet różnie wycenianym przez tą sama osobę w różnych okresach czasu i okolicznościach. Z tego względu bezpieczeństwo nie poddaje się kolektywnemu ujednoliceniu i nie jest „dobrem publicznym”. Niektórzy sądzą, że bezpieczeństwo A generuje efekty zewnętrzne dla aktorów B, C i tak dalej. Z tego względu występuje efekt gapowicza, czyli B, C i inni odnoszą korzyści lub straty w wyniku działań A. Dlatego też jesteśmy uprawieni do zmuszenia A, B, C i innych, do zbiorowego finansowania pewnych dóbr, aby każdy mógł z nich korzystać na równi i wykluczyć „pasażerów na gapę”. Takie efekty mogą występować, jakkolwiek klienci prywatnych usług ochroniarskich, monitoringu, cenią przede wszystkim swoje bezpieczeństwo i to, że ktoś inny także jest bezpieczniejszy dzięki ich wydatkom na to bezpieczeństwo, nie sprawia, że oni sami są mniej bezpieczni. Ponoszą być może wyższy koszt usług z dziedziny bezpieczeństwa ze względu na to, że inni, zamiast tez je wykupić, „pasożytują” na nich, ale nie są zmuszani przez nikogo do ponoszenia tych wyższych kosztów – zawsze mogą z ochrony zrezygnować. Ponadto, bycie „pasażerem na gapę” w prywatnym systemie prawnym, gdzie funkcjonują tylko prywatne agencje ochrony, jest zawsze mniej korzystne, niż opłacanie swojej własnej ochrony. Niewielu ludzi zdecyduje się przebywać bez przerwy w obiektach monitorowanych i patrolowanych przez agencje ochrony – centrach handlowych, kinach, restauracjach itp. Do wielu takich miejsc nie będą mieć po prostu wstępu – grodzone osiedla, prywatne ulice, hotele itp. Większość handlowej przestrzeni jest nieczynna w środku nocy, kiedy zagrożenie ze strony przestępców jest największe. W dodatku w razie interwencji prywatnego ochroniarza na ulicy, która uchroni „gapowicza” przed poniesieniem szkód, agencja ochrony zawsze może wezwać gapowicza do zapłaty za pomoc. Opłata taka będzie z pewnością wyższa, niż byłaby dla stałego klienta.
Jeśli chodzi o prywatne stosowanie chipów RFID, tutaj efekt gapowicza jest praktycznie nieobecny. Wyobraźmy sobie agencję ochrony, która oferuje swoim klientom wszczepianie chipów RFID. Dzięki temu klient jest monitorowany – agencja może w każdej chwili odnaleźć miejsce jego pobytu. Oczywiście porywacze pierwsze, co zechcieliby zrobić zaraz po porwaniu osoby zachipowanej, to usunąć RFID, aby jego ochroniarze nie mogli ich wytropić. Jednak z tym problemem wolny rynek sobie poradzi tak czy inaczej – RFID można wszczepić tak, aby nie był widoczny ani wykrywalny dotykiem. Wreszcie, gdy technologia pozwoli na jeszcze większa miniaturyzację, można go wprowadzić do krwiobiegu: jeden, albo tysiące chipów, dla pewności i większej niezawodności. Wraz z rozwojem technologii, chip byc może będzie zdolny monitorować funkcje życiowe organizmu i przesyłać je np. prywatnemu lekarzowi klienta. Pakiet ubezpieczeniowy będzie wtedy obejmował błyskawiczna interwencję karetki w razie, gdy RFID zgłosi np. atak serca, utratę przytomności czy spadek ciśnienia krwi wywołany krwotokiem. Korzyści z posiadania chipu RFID może odnosić tylko klient go noszący. Nie ma mowy o efektach zewnętrznych. Mój chip nie zapewnia żadnej ochrony Tobie, ani odwrotnie, Twój nie zapewnia żadnej ochrony mnie.
Czy w świecie anarchokapitalistycznym, bez państwa narzucającego ludziom jeden, przymusowy aparat policyjny, ludzie zechcą korzystać z takich usług zapewniających bezpieczeństwo, jak chipy RFID? Nie wiadomo (choć osoby chcące obecnie, aby zajmowało się tym państwo, być może zechcą korzystać z takich usług także prywatnie), jednak na wolnym rynku każdy będzie mógł sam dobrowolnie podjąć decyzję co do korzystania z takich usług lub nie. Popyt na takie usługi stworzy podaż, a w zależności od ich popularności, kształtować się będą ceny monitoringu za pomocą chipów. Być może tylko ludzie bardzo bogaci zechcą zabezpieczać siebie i swoje rodziny chipami RFID, a może będzie to powszechna praktyką i powstanie szereg przedsiębiorstw oferujących usługę wszczepienia/aplikacji chipu i monitorowania bezpieczeństwa jego nosiciela? Może nie będą to osobne firmy, a zamiast tego usługa taka znajdzie się w ofercie kompanii ubezpieczeniowych, prywatnych szpitali i agencji ochrony? A może powstaną i takie i akie rozwiązania, natomiast mechanizm konkurencji wykluczy te nieefektywne. Dla nas, konsumentów, najważniejsze jest jednak nie przewidywanie, jak dokładnie rozwinąć się może rynek usług RFID z zakresu bezpieczeństwa, ale to, że prywatni przedsiębiorcy będą starali się jak najlepiej spełnić nasze oczekiwania i potrzeby zabiegając o nasze pieniądze. Zawsze lepiej jest, kiedy jakaś technologia wdrażana jest nie przez państwowy monopol nie liczący się z obywatelami i ich opiniami, lecz przez prywatne podmioty zależne od swoich klientów i ich wyborów. W systemie rynkowym to my – konsumenci – jesteśmy decydentami, suwerenami, jak to określał Ludwig von Mises, dzięki czemu nikt nie narzuci nam czegoś, co uważamy za szkodliwe lub niepotrzebne nam. Jeśli RFID ma mieć jakąś przyszłość, to właśnie w zastosowaniach komercyjnych na rynku towarów i usług, a nie w świecie państwowego ucisku i inwigilacji jako narzędzie władzy.
Aby tak się jednak stało, musimy stanowczo sprzeciwić się każdemu politykowi sugerującemu, że przymusowe wszczepianie przez rząd obywatelom czegokolwiek w ciało jest dla nas dobre i konieczne. Inaczej faktycznie staniemy się zniewolonym „bydłem” hodowlanym.
Pingback: Czy libertarianie będą wszczepiali sobie rfidy? | ANTISTATE
Najnowszy trend mody Ołowiane rękawice z betonowymi pomponami:D Abyś mógł się spotykać z kim chcesz gdzie chcesz:)