Od momentu powstania facebookowego profilu Partii Libertariańskiej, staram się śledzić to, co się wokół niej dzieje, na tyle, na ile pozwala mi codzienność, a że grafik mam dosyć napięty z powodu pracy, tysięcy książek, które chciałbym przeczytać, a jeszcze mi się nie udało, poczucia obowiązku do napisania czasem czegoś na tym blogu, oraz szczątkowego życia towarzyskiego, to może obserwuję poczynania Pl dosyć pobieżnie, a jednak poczyniłem już pewne refleksje na jej temat.Teoretycznie, jako zadeklarowany libertarianin, powinienem przejawiać gorący entuzjazm i niepohamowane poparcie wobec takiej inicjatywy, jak polska partia libertariańska, jednak, gdy Partia Libertariańska pojawiła się w rzeczywistości, miast nieograniczonego szczęścia i pełnego zaufania w nią, poczułem zgoła odmienne emocje: niepokój i podejrzliwość. Te dziwne, wydawałoby się, odczucia, związane są z typowo polska specyfiką życia politycznego, która każe mi nieufnością darzyć każdego, kto deklaruje, że chce zająć się polityką. Polityka to gnój, złodziejstwo i wyzysk, niezależnie od tego, jak nazywa się partia polityczna, czy tez koalicja znajdująca w obecnej chwili u władzy. Dla Polaków zdobycie miejsca w jakimkolwiek szczeblu władzy jest głównie okazją aby wybić się ponad resztę, szarych obywateli i nachapać się tyle, ile wlezie, zanim minie kadencja a wściekli wyborcy zrzucą go i zastąpią nowym złodziejem.
O dziwo w przypadki Janusza Korwina-Mikke, którego do niedawna gotów byłem posadzić na tronie i mianować dyktatorem w kraju, miałem pewna dozę niewytłumaczalnego zaufania, które co prawda słabło coraz mocniej, aż z czasem wyparowało, wraz z przekonaniem, co do intencji i jasności światopoglądowej polityka z muszką. Obecnie zaś trudno mi obdarzyć zaufaniem anonimowych libertarian, którzy na forum PL piszą takie rzeczy, od których mnie – anarchokapitaliście – włos się jeży na głowie. Spierają się na przykład – a zaznaczam, że to forum partii LIBERTARIAŃSKIEJ – o to, czy sektor energetyczny można, czy tez nie należy go prywatyzować! Trudno mi zrozumieć, co robi na forum libertarian człowiek, który pisze o takich bzdurach, jak „bezpieczeństwo energetyczne” w kategoriach państwa. Trudno mi też zrozumieć wiele innych rzeczy dotyczących Partii Libertariańskiej.
Albo jestem już zbyt radykalny, a moja awersja do państwa jako takiego przekroczyła już granicę, za którą jest już tylko i wyłącznie czysta ideowo anarchia, albo ludzie zgromadzeni wokół Partii Libertariańskiej, są cyniczni i zamiast idei, cenią sobie pragmatyzm i… koniunkturę polityczną.
Czytając bowiem spory „członków partii” – osób, które taki tytuł mają na forum – z których wynika nie mniej, nie więcej, że czystość idei musi ustąpić względom utylitarnym. Podobno ustępstwa ideologiczne maja mieć charakter tymczasowy (albo i nie – wszyscy wiemy, jak to było z socjalizmem w ZSRR: cały czas panował „okres przejściowy”, który miał do prawdziwego socjalizmu doprowadzić w „przyszłości”, która widoczna była „tuż za horyzontem” – problem w tym, że oczywiście horyzont oddala się, gdy próbujemy się do niego zbliżyć). A co to za względy utylitaryzmu przemawiają za wybraniem drogi mniej czystej ideowo? Za ustępstwami wobec nie-libertarian, czyli wszelkiej maści liberałów, post-korwinowskich sierot wyrosłych z wykrzykiwania haseł o „homosiach”, czy może nawet „młodych wolnościowców”zawiedzionych poczynaniami PO? Oczywiście tymi względami ma być potrzeba zgromadzenia kapitału politycznego, znalezienia poparcia w społeczeństwie szerszego, niż 1-2 a może 4%. I taki koniunkturalizm polityczny przemawia co i rusz na forum PL stając się ostatecznym argumentem w użyciu pseudo-libertarian, albo cynicznych-libertarian-niedowiarków, którzy wprost piszą: nie możemy głosić wprost ideologii libertariańskiej, bo społeczeństwo jej nie przyjmie! Okrójmy więc ją do postaci kalekiej, ale dla szarych obywateli zjadliwej, a być może uda nam się nawet wyprzedzić Korwina w sondażach!
I oto wyjawia nam się cel niektórych tzw. libertarian: wyprzedzić Korwina w sondażach, dostać się do sejmu, dorwać do stołków i… i ugrzęznąć w politycznym szambie obecnego, socjalistyczno-złodziejkiego systemu władzy. Bo nie spodziewam się niestety, aby ludzie tak łatwo żegnający się ze swoimi ideałami libertariańskimi w imię „dostania się do sejmu”, byli wystarczająco gorliwi, wytrwali, nieustępliwi i czyści ideowo, aby będąc już posłami w rzeczonym sejmie, nie dokonywali kolejnych ustępstw – a to aby zdobyć parę głosów ze strony PO, a to aby wejść w koalicyjkę z Palikotem, a to dla udobruchania chłopskich serc kolegów-posłów z PSL. I obawiam się, że będą potem tłumaczyli bez zająknienia na konwencie partyjnym, że zrobili to przecież po to, aby idea libertarianizmu rozszerzała się i dotarła do większej grupy wyborców!
Prawda jest i to prawdą przykrą, że poglądy libertariańskie – prawdziwie libertariańskie, a nie te głoszone przez konserwatywno-liberalne bandy, takie, jak UPR, KNP czy Stowarzyszenie KoLiber – są w Polsce co najmniej egzotyczne. Wolność to w naszym kraju zjawisko nowe, postrzegane jako niebezpieczne i nieokrzesane, wolność kojarzy się Polakom raczej z oszustwami, squatami, paleniem marihuany i dzikim zachodem, niż z prawem naturalnym. Polacy nigdy wolnym narodem nie byli, bo albo komunizm, albo okupacja, albo rozbiory, albo potop szwedzki, a złota wolność szlachecka też się ludowi prostemu źle kojarzy – z rozpasaniem, sprzedawczykami sejmowymi zrywającymi obrady, Zagłoba-pijakiem – czyli: nic dobrego ta wolność. Polacy z pewnych przyczyn wola chylić głowy pod cieniem totalitaryzmu lub przynajmniej etatyzmu (byleby swojego – nie obcego i broń Boże niemieckiego czy rosyjskiego!)jakkolwiek z duszy nie są skłonni do totalitaryzmu, bo to naród niepokorny, zawadiacki, niekarny i – wydawałoby się – stworzony właśnie do wolnorynkowej anarchii! Jednak wolny rynek nie dotarł na razie do serc większości Polaków. Jak miał dotrzeć do serc, skoro nie dotarł – dzięki wybitnym staraniom polityków – nawet do domu ani zagrody, gdy w kraju 20 lat po „zmianach ustrojowych” mamy rozbuchaną biurokrację, gigantyczny dług publiczny, ZUS-molocha umierającego na głód składek, oraz rozszalałe związki zawodowe krzyczące: kapitalizm precz! Tym bardziej więc nie dociera do ich serc także anarchia, która dla przeciętnego Polaka oznacza mniej więcej tyle, że ledwo wyjdzie z domu a już go na pewno zamordują – tyle zaufania do swoich rodaków i wiary w ludzi mają ludzie mieszkający nad Wisłą. W tych warunkach głoszenie postulatów bezwzględnego respektowania praw własności, zasady samo-posiadania i aksjomatu nieagresji, może wydawać się pomysłem zgoła szalonym i z góry skazanym na niepowodzenie.
I to chyba przerasta ludzi zakładających obecna Partię Libertariańską. Sądząc, że wolność musi być tu i teraz, choćby w najskromniejszej postaci i nie chcąc nawet myśleć o cierpliwym jej budowaniu, rozpowszechnianiu i cementowaniu w mentalności Polaków – choćby przez lata czy dziesięciolecia – założyciele partii wybierają drogę na skróty. Niestety skróty te wiodą przez bagno kompromisów, autocenzury wobec swoich własnych przekonań, układów i ustępstw wobec środowisk znacznie mniej wolnościowych, które rzekomo mają stać się źródłem rzesz zwolenników, którzy zapewnią PL wystarczające poparcie, aby jej posłowie trafili kiedyś do sejmu.
Problem w tym, że te środowiska już zaczynają odwracać się od PL – jak choćby Stowarzyszenie KoLiber, które wyraźnie odcięło się od poparcia dla libertarian, gdyż libertariańska deklaracja polityczna dozwala na wolność w dziedzinie poglądów obyczajowych – w kwestii aborcji, eutanazji nie narzuca partyjnej dyscypliny. Wyraźnie zaznaczone jest, że w tych kwestiach każdy członek PL kieruje się swoim własnym sumieniem i przekonaniami. I to się KoLibrom nie podoba – wszak im się wydaje, że wolność można dzielić – na gospodarczą i na obyczajową. Na tym zresztą polega idea wyznawanego przez nich konserwatywnego liberalizmu, nurtu udającego wolność, i maskującego prawicowy dyktat konserwatyzmu za maską wolnorynkowych przekonań. Niewiele jednak potrzeba, aby KoLiber pokazał swoją prawicową twarz – wystarczy, że w programie nie znajdzie się wyraźne potępienie dla aborcji, aby poparcie dla libertarianizmu ze strony tej grupy wyparowało.
I podobnie będzie z innymi środowiskami – KNP i UPR nie spodoba się to samo, co nie przypadło do gustu KoLibrom. Dlatego watpię, aby strategia poszukiwania poparcia u wszystkich rodzajów wolnościowców była słuszna. Wolnościowcy w Polsce to na ogół ludzie o poglądach naprawdę odległych od wizji libertariańskiej. Dominuje raczej ideologia pseudo-wolnościowa, którą określić należałoby jako przyzwolenie dla wolnego rynku z zastrzeżeniem że rynek ten musi promować patriotyzm ekonomiczny rozumiany jako dbanie o interes „narodowy” (cokolwiek miałoby to znaczyć) ponad interesem jednostek. Czyli zmniejszenie podatków, ale głównie po to, aby Polacy stali się bogatsi i w sumie mogli płacić do budżetu więcej, aby Polska wreszcie stała się silna i mogła utrzeć nosa Niemcom i Rosjanom. Do tego polscy „liberałowie” nie słyszeli o liberalizmie obyczajowym i o tym, że ludzkie życie jest własnością danego człowieka, a nie „Narodu”. Jeżeli PL miałaby wchodzić w jakiekolwiek koalicje z innymi „wolnościowymi” ugrupowaniami i środowiskami w kraju, to w moim uznaniu tylko w krótkotrwałe i czysto utylitarystyczne sojusze np. w celu przepchnięcia jednej ustawy, którą popierają zarówno libertarianie, jak i np. korwinowcy.
Póki co jednak w PL dominacje zdobywa duch ustępstwa i kapitulacji wobec panującej w społeczeństwie sympatii do etatyzmu. Skoro ludzie kochają etatyzm, to udawajmy, że my wcale nie chcemy go zlikwidować – głosi się na forum PL. Postulaty anarchokapitalistyczne są na tym tle traktowane przez forumowiczów na ogół jak osobliwe dziwactwa, jak utopijne brednie szalonych radykałów, z którymi nie wolno wyjść do ludzi, bo wtedy nie uzyskamy poparcia obecnych zwolenników PiS czy wyborców SLD! Partia Libertariańska nie może głosić postulatu likwidacji państwa, bo przecież ten postulat jest niepopularny! Z pewnością jest – odpowiedziałby Rothbard – ale co z tego? Jesteśmy w końcu libertarianami i pragniemy wolności, czy jesteśmy bandą krzykaczy wygadujących ładne frazesy o niskich podatkach i łakniemy dorwać się do politycznego koryta? Panowie. nie tedy droga…
Póki co Partia Libertariańska na szczęście jeszcze nie zaczęła działać – może co nieco się zdąży zmienić do momentu jej zalegalizowania. Może idea wolności nie zostanie zastąpiona do końca hasłami utylitaryzmu i pragmatycznym postulatem dawania masom tego, czego chcą. Ale na razie obawiam się, że Partia Libertariańska ma co najwyżej szansę stać się Partia Minarchistyczną – a i to w najlepszym razie. Grozi jej bowiem dryf ku zgubnym formom popularnego liberalizmu ubabranego po pachy w demokratycznym szambie szukania koalicji, zabiegania o głosy wyborców. W tym aspekcie może się nawet okazać, że z czasem to Korwin pozostanie czystszy ideowo i bardziej oddany wolności, niż „libertarianie” autocenzurujący swoje własne poglądy…
Jednak jako anarchokapitalista życzę PL jak najlepiej i gorąco jej kibicuję i i tak zamierzam oddać każdy swój głos na jej kandydatów do sejmu – o ile PL faktycznie będzie startować w wyborach. I mam nadzieję, że, wbrew moim niepokojom, Partia Libertariańska nie zawiedzie moich nadziei.
Pingback: Partia Minarchistyczna, czy… ogólno-liberalna? | ANTISTATE
Pięknie napisane ! Coraz mocniej zaczyna mnie irytować utożsamianie libertarianizmu z poglądmi ,,konserwatywnymi” , bo jak można łączyć wolność z opresyjną tradycja religijną? Tradycją odpowiedzialną za setlecia walki z samą nawet ideą samoposiadania jednostki?
no tak, dla ludzi albo jest liberalizm (w sensie amerykańskim), albo konserwatyzm (w sensie status quo), a o prawdziwej wolności, osobistej i gospodarczej się jeszcze nikomu nie przyśniło w ogóle.
Gratuluję logiki wywodu; jeśli PL będzie stosowała przekaz radykalny (odróżniam tu przekaz od programu), to nigdy się nie wybije, a wtedy nie będzie nawet Polski minarchistycznej. Wolę przecierpieć to, że tak a nie inaczej. Można mieć poglądy radykalne, nie ma w tym nic złego, ale zachowywać się jak dzieciak tylko dlatego, że partia usiłuje zrobić to, co do niej należy, czyli zdobyć większość w parlamencie? Trzeba być krótkowzrocznym głupkiem. Nie ma anarchokapitalizmu natychmiast? To nie będzie niczego, tup nóżką. I to jeszcze pisze „sierota po Korwinie”, która powinna doskonale znać rezultaty takiego podejścia. Wow.
Ale to Ty właśnie, szanowny pragmatyku, „Zachowujesz się jak dzieciak”, bo ja Ciebie „krótkowzrocznym głupkiem” nazywać nie będę. Choć uważam, że właśnie bardziej krótkowzroczne jest planowanie „tu i teraz” zdobycia władzy kosztem rezygnacji z czystości ideowej i pogodzenia się z etatyzmem. Myślenie długookresowe, charakteryzujące osoby o niskiej preferencji czasowej (choć to może być za trudny termin dla Ciebie, więc wyjaśnię, że chodzi o „myślenie w perspektywie dalszej, niż tylko tu i teraz”) nakazuje właśnie cierpliwie czekać, szczerze trzymać się własnych poglądów, choćby najbardziej radykalnych, i najpierw wytrwale rozpowszechnić je w społeczeństwie, przygotować sobie grunt, a potem zrealizować naprawdę postulat wprowadzenia wolności, zamiast „tu i teraz” skupić się na niewielkiej obniżce podatków, albo legalizacji marihuany. Nie twierdzę przy tym, że obniżka podatków czy legalizacja trawki nie znajda mojego poparcia – to, mimo wszystko, więcej wolności, niż mniej – ale z prawdziwym libertarianizmem ma to tyle wspólnego, co kot z tygrysem.
Mnie też to wkurza, że poglądy wolnościowe traktuje się jako radykalne, o anarchokapitalizmie nie wspominając… traktuje się go jako utopię, Rothbard sam o tym pisał, tymczasem jest dokładnie na odwrót – utopia to z definicji coś niemożliwego do wprowadzenia w rzeczywistości, by działało – taki jest socjalizm, etatyzm…
Bardzo dobry tekst, zgadzam się z Rafałem odnośnie „radykalności” PL: jeśli na wstępie będziemy myśleć co zrobić i mówić, by przypodobać się elektoratowi, jaki ma sens krzewienie libertarianizmu? W ten sposób utkniemy w etatystycznym gównie, za przeproszeniem. Chociaż oczywiście o głosy w zastanej rzeczywistości też trzeba walczyć – myślę, że jednocześnie warto inwestować w PR by osiągnąć wynik o r a z krzewić libertariańskie idee, na początek mogą być minarchistyczne. Amen.