Tytułem wstępu
Nieco ponad tydzień temu popełniłem długi tekst dotyczący edukacji seksualnej w szkołach publicznych i edukacji publicznej przy okazji w ogóle. Napisałem w nim, że jakkolwiek jako libertarianin potępiam wszelki państwowy przymus, w tym przymus szkolny, uznając, że skoro już na publiczną szkołę jesteśmy skazani, powinniśmy zadbać o to, aby w państwowych szkołach prowadzona była edukacja seksualna. Miałaby ona być przeprowadzona we względnie jak najmniejszym wymiarze godzinowym, aby nie „spuchła” w niepotrzebne treści, w tym ideologiczne, oraz miała dotyczyć właściwie jedynie zagadnień czysto biologicznych, oraz antykoncepcji. Celem takiego rozwiązania miałoby być zwiększenie świadomości młodych ludzi i zmniejszenie liczby nieplanowanych ciąż wśród nieletnich dziewcząt. Miałoby to obniżyć koszty społeczne ponoszone przez podatników. Można powiedzieć, że byłby to taki ‚cel minimum” dla libertarianina pogodzonego z klęską w boju przeciwko instytucjom państwowym i próba zmniejszenia pewnych szkodliwych skutków funkcjonowania powszechnego systemu ubezpieczeń i opodatkowania, który kosztami błędów jednostek obciąża całe społeczeństwo. Propozycja ta spotkała się z ostrą i nieprzejednaną krytyką [1], która skłoniła mnie do powtórnego przemyślenia swojego stanowiska i wyciągnięcia diametralnie odmiennych, niż oryginalnie, wniosków, które zaprezentuję w poniższym tekście.
Radykalizm i kompromis
We wstępie muszę zaznaczyć, że krytyka moich przemyśleń z pierwszego tekstu padła z kierunku nieprzejednanego, bezwzględnie bezkompromisowego stanowiska libertariańskiego nie uznającego jakiejkolwiek możliwości szukania sposobów na „poprawianie” panującego ustroju i jego elementów – w tym systemu publicznego szkolnictwa. Jest to w istocie stanowisko jedyne poprawne i godne naśladowania – libertarianin nie może uznawać żadnych kompromisów z etatystycznym stanowiskiem i etatystycznymi rozwiązaniami. Zgoda na realizację jakichkolwiek postulatów społecznych przy pomocy publicznego aparatu urzędniczego, jakim jest szkoła państwowa, to klęska i z punktu widzenia radykała jest nie do przyjęcia. Mimo to pokusiłem się o przyjęcie pewnej postawy „kompromisowej” uznającej, że być może próba naprawienia pewnych wad panującego systemu za pomocą rozwiązań dostępnych w obrębie jego struktur ma sens i pewna wartość dla libertarianina. Przyjąłem także założenie, że jeżeli ostateczny wynik takich działań przyniósłby niższe koszty utrzymywania „socjalu” przez przeciętnego obywatela – a zatem i libertarianina – byłby akceptowalny także przez tego ostatniego. Czy jest to założenie błędne? Wydaje mi się, że na to pytanie odpowiedzieć może utylitaryzm. Z punktu widzenia utylitaryzmu każde działanie, które przyniesie więcej korzyści, niż szkody, jest pożądane. Jeżeli zdołałbym wykazać, że koszty poniesione przez społeczeństwo na skutek realizacji programu przymusowej edukacji seksualnej w wymiarze i kształcie, jaki zaproponowałem, były by niższe od kosztów braku takiej edukacji – wówczas z perspektywy utylitarystycznej moje postulaty byłyby słuszne, a ich realizacja pożądana. Niestety nie jestem zdolny wykazać, że istotnie zaproponowane rozwiązanie – przymusowa edukacja seksualna głównie z zakresu antykoncepcji – faktycznie zmniejszyłaby liczbę lekkomyślnych, ryzykownych zachowań seksualnych wśród młodzieży i tym samym także liczbę niechcianych ciąż obciążających całe społeczeństwo – poprzez system opieki zdrowotnej i pomocy społecznej – dużymi kosztami. Tym bardziej nie jestem też w stanie wykazać, że „oszczędność” taka, byłaby większa, niż koszt sfinansowania proponowanej edukacji seksualnej ze środków publicznych. Zatem nie mogę udowodnić, że postulat wprowadzenia takiej edukacji jest korzystny dla obywateli w tym dla libertarian. Trudno powiedzieć, czy przeprowadzenie takiej analizy wraz z oszacowaniem kosztów i oszczędności tego rozwiązania byłoby w ogóle możliwe.
Co jest prawdziwym problemem?
Wskazano mi, że mogę nietrafnie szukać przyczyny problemu – niechcianych ciąż wśród nieletnich – w niewłaściwym miejscu. Przyjąłem założenie, że poziom edukacji seksualnej w kraju, gdzie przedmiot ten albo nie jest realizowany, albo nauczany przez osoby niekompetentne lub chcące przemycać do treści programowych wyznawaną przez siebie ideologię, to nieświadomość jest główna przyczyną ryzykownych zachowań seksualnych młodzieży i niechcianych ciąż. Zgodnie z tym założeniem skupienie się na kwestii zdrowia i antykoncepcji miałoby zmniejszyć ryzyko ponoszone przez edukowaną młodzież, oraz całe społeczeństwo. Większa świadomość z pewnością uchroniłaby przynajmniej niektórych młodych ludzi przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu. Bezpieczniej jednak byłoby przyjąć to założenie za hipotezę i spróbować ja zweryfikować. Zarzucono mi jednak jednoznacznie, że hipoteza ta jest błędna, a ważniejszą przyczyną tzw. „wpadek” jest nieuwaga, nieostrożność i ogólna lekkomyślność młodzieży i że tego powodu nie wyeliminuje żadna edukacja seksualna. Uważam, że to także jest jedynie hipoteza – konkurencyjna wobec mojej i nie jestem przekonany, czy lepsza, to znaczy bardziej prawdopodobna. Jeżeli jednak mylnie zidentyfikowałem główny powód „wpadek”, wówczas cała moja koncepcja edukacji seksualnej traci sens.
Rozbudzanie ciekawości uczniów
Kolejnym zarzutem wobec mojej propozycji było wskazanie na szkodliwy wpływ samego przedmiotu „edukacja seksualna” na psychikę młodzieży. Ma on wzbudzać zainteresowanie młodych ludzi tematem i wręcz zwiększać zagrożenie, a nie je zmniejszać. Trudno mi ocenić ten argument – u mnie co prawda edukacja seksualna żadnego „rozbudzenia”, gdy bylem uczniem nie powodowała, ale nie oznacza to, że nie może być tak w przypadku innych młodych ludzi. Mimo to uważam, że argument jest nietrafny, gdyż treści i informacje o seksie jako takim młodzież otrzymuje z wielu kierunków – głównie z telewizji, internetu czy reklamy – w związku z czym istnieje wiele bodźców mogących „rozbudzać” ciekawość młodzieży, w dodatku przedstawiają one zachowania seksualne na ogół jako bardzo pożądane i przyjemne. Edukacja seksualna w mojej koncepcji miałaby natomiast mieć charakter czysto neutralny emocjonalnie, nastawiony na informacje, a nie indoktrynacje. Na tle nasyconych seksualnością, współczesnych mediów, taki przedmiot byłby wręcz „surowy” i „techniczny”. Nie sądzę, aby powodował jakiekolwiek „pobudzenie” uczniów.
Niebezpieczni nauczyciele?
To istotny kontrargument – jakkolwiek w założeniu edukacja seksualna miałaby być pozbawiona wszelkiej treści ideologicznej, gdyż nie jest jej celem budowanie postaw moralnych i światopoglądowych uczniów – w praktyce mogłoby się okazać trudne zachowanie tej „neutralności”. Nauczycielami są ludzie podatni na słabości i ulegli pokusom – choćby pokusie przemycenia wyznawanych przez siebie poglądów na sprawy ludzkiej seksualności do treści nauczanych na omawianym przedmiocie. Tacy zakamuflowani ideolodzy mogliby wyrządzić wiele szkody. Uważam, że nie jest rola publicznej szkoły wyrabianie w młodzieży osobistych poglądów na tak intymne sprawy, jak seksualność i związki. Dlatego żadna szkolna indoktrynacja pod tym kątem nie jest dopuszczalna. Uwaga ta dotyczy zarówno przemycania ideologii konserwatywnej, w tym katolickiej, jak i liberalnej. Nauczyciel nie jest osobą, której powierzyłbym prawo do mówienia mojemu dziecku, czy seks jest dobry, czy zły, ani tym bardziej nie chciałbym, aby nauczyciel straszył moje dziecko „piekłem”, albo przekonywał je, że nie ma nic złego w homoseksualnych przygodach, a jego seksualna tożsamość nie jest jednoznacznie ustalona. Czynnik ludzki jest jednak nieprzewidywalny i nie możemy uniknąć całkowicie zagrożeń z nim związanych – to nie ulega wątpliwości. Powstaje natomiast pytanie, czy koszt związany z tym ryzykiem jest wyższy, czy niższy od spodziewanych korzyści z istnienia edukacji seksualnej. W tym celu trzeba by ocenić, jak wielu nauczycieli indoktrynowałoby uczniów, a także źle wypełniałoby swoje zadania przez swoja niekompetencję. Z perspektywy utylitarnej, do której odwołałem się na początku, taka kalkulacja po prostu zwiększyłaby „koszty” edukacji seksualnej w stosunku do „oszczędności” wynikających z jej realizacji. To, czy koszty przewyższyłyby wówczas oszczędności pozostaje kwestia otwartą, gdyż nie wiemy nawet, jaki byłby ten stosunek bez uwzględnienia ryzykownego czynnika ludzkiego.
Przerost formy nad treścią
Skoro postuluję wąski – biologiczno-anatomiczny zakres materiału wraz z edukacją na temat antykoncepcji, to tworzenie nowego przedmiotu, angażowanie odpowiednio przeszkolonej kadry pedagogicznej, pisanie specjalnego programu nauczania, standardów oceny i ewaluacji nie ma sensu. Lepiej materiał ten dodać do tematyki poruszanej na lekcjach biologii czy „środowiska” czy jak tam się nowe przedmioty szkolne nazywają. Z punktu widzenia nacisku na redukcję kosztów państwa i jej edukacji – jest to słuszna uwaga i jestem skłonny zgodzić się, że edukacja seksualna w proponowanej przeze mnie postaci nie wymaga osobnego przedmiotu w szkole.
Wolność wyboru
Skoro krytykuję szkołę publiczną w ogóle – za to, że odbiera możliwość indywidualnego doboru programu nauczania i profilu kształcenia każdego dziecka – to jest niekonsekwentne popieranie przymusu edukacji seksualnej. Oczywiście – przyjmując pierwotną, radykalną i bezkompromisową postawę charakterystyczną dla libertarianina – uważam dokładnie w ten sposób. Potępiając szkołę państwową jako taką, potępiam każdy jej aspekt, cząstkę i element programu. Jeżeli brak wolności wyboru programu nauczania ogólnie jest negatywny i zasługuje na potępienie, to identycznie jest w kwestii edukacji seksualnej – w tym zakresie także należy postulować całkowitą wolność wyboru rodziców i ucznia, a nie podporządkowywać ich arbitralnym zarządzeniom urzędników państwowych. W tym punkcie przypomnę dlaczego pozwoliłem sobie w ogóle pójść na daleko idący kompromis z pozycją etatystyczną i zwrócić się do narzędzi dostępnych przymusowi edukacyjnemu, zamiast rozważać tylko i wyłącznie rozwiązania antypaństwowe, libertariańskie. Uczyniłem tak dlatego, że przymus szkolny nie jest jedynym przymusem państwowym, jaki ciąży nad naszym społeczeństwem. Gdyby był jedynym, a wszystkie inne sfery ludzkiego życia należałyby do sfery prywatnej i rozwiązywane byłyby przez wolny rynek, cała dyskusja o edukacji seksualnej sprowadziłaby się do stwierdzenia, że edukacja taka powinna być dobrowolna w prywatnych szkołach wybieranych przez poszczególnych rodziców i – być może – w pewnym wymiarze przez uczniów. Byłby to jedyny słuszny kierunek w niemal całkowicie wolnym społeczeństwie, gdzie przymus szkolny byłby ostatnim reliktem starego, szkodliwego ustroju państwowego. Rozważając ten problem skupiłem się jednak na doraźnej sytuacji, a nie na upragnionym modelu idealnego lub prawie-idealnego społeczeństwa. A w rzeczywistości mamy do czynienia z sytuacją, w której działania – w tym błędy – jednych jednostek skutkują konsekwencjami nie tylko dla tych jednostek, ale także dla wszystkich innych obywateli. Sytuacja ta nazywa się socjalizm i pochodzące z niego elementy państwa opiekuńczego. Państwo takie obciąża kosztami czynów jednego obywatela wszystkich jego współobywateli – w postaci podatków. Nie inaczej jest z głupotami popełnianymi przez niedokształconą nieświadomą młodzież. Kiedy głupawa nastolatka zachodzi w ciążę po seksualnej zabawie na urodzinach kolegi z klasy, koszty takiej głupoty przenoszone są na całe społeczeństwo. O kosztach tych pisałem w poprzednim tekście, a w komentarzach temat ten rozwinąłem. Dodatkowo kwestia ta przytoczona jest na końcu tych rozważań [2]. W związku z tym, że całe społeczeństwo – w tym libertarianin z perspektywy którego spoglądamy na sprawę – jest przemocą zmuszany przez państwo do poniesienia kosztów cudzych błędów, doszedłem do wniosku, że w takim razie ogół społeczeństwa – w tym libertarianin – jest uprawniony, aby wymóc na popełniającym błędy, analogiczny przymus. Przymus edukacji seksualnej. Jego celem miałoby być zmniejszenie ryzyka – nie tylko dla edukowanego – ale przede wszystkim dla innych osób, które zmuszane są do ponoszenia kosztów potencjalnego zagrożenia.
Błąd odwetu
Powyższe podejście do sprawy spotkało się ze – słuszną – krytyką. Co prawda wobec inicjatora agresji libertarianin ma prawo podjąć kroki odwetowe, ale nie ma prawa podjąć kroków prewencyjnych – na przykład tydzień wcześniej zabić sąsiada, aby ten go nie napadł. Analogicznie – jakkolwiek libertarianin ma prawo odmówić ponoszenia kosztów powstałych na skutek cudzego działania (narusza to jego prawo samo-posiadania i prawa włąsności), to nie ma prawa sam naruszać cudzego prawa samo-posiadania ani praw własności w celach „prewencyjnych”. A wymuszona edukacja seksualna byłaby takimi właśnie „prewencyjnymi” działaniami. Co gorsza, postulując przymusową edukację seksualną w szkołach publicznych finansowaną z podatków, narusza się prawo własności stron trzecich – innych podatników. Jest to również niedopuszczalne, tak samo, jak nie można zaakceptować zabijania osób trzecich jako prewencji przed atakiem jakiejś osoby (ani jako bezpośredniej obrony przed takim atakiem). Właściwie jakakolwiek interwencja podejmowana poprzez państwowy aparat przymusu mająca na celu jakikolwiek szczytny czy pozornie korzystny cel, jest ze swej natury niemoralna, gdyż jest kradzieżą, czy raczej wymuszeniem dokonanym na pozostałych podatnikach. Nie można także bronić tego stanowiska utrzymując, że czyni się to w interesie tych wszystkich podatników. Być może niektórzy z nich życzyliby sobie, aby edukacji seksualnej w szkołach nie było, a inni życzyliby sobie, żeby nie nauczano na niej o antykoncepcji. Inni z kolei w trosce o przyrost naturalny nie chcieliby aby społeczeństwo przymusowo ograniczało rozrodczość wśród młodych dziewcząt. Nikt nie jest uprawniony do zmuszania tych wszystkich grup do płacenia podatku na cele, których nie popierają.
Wszystko od złej strony
W tym punkcie dochodzimy do wniosku, że rozwiązania, jakie zaproponowałem w poprzednim tekście są nieakceptowalne z wielu, wymienionych dotąd względów. Jest jednak jeszcze jeden, poważny zarzut, który dodatkowo skazuje moje postulaty edukacji seksualnej na pogrzebanie. Wskazując, że jako libertarianin nie chcę ponosić narzucanych na mnie kosztów cudzych błędów, zupełnie źle zidentyfikowałem przyczynę mojego problemu. Myśląc, że przyczyną są działania niezależnych ode mnie jednostek i ich błędy, których koszty muszę ponieść, pominąłem w rozważaniach aparat państwowej redystrybucji, który przenosi te koszty na mnie. Aparat ten składa się z publicznych instytucji finansowanych z podatków – państwowej służby zdrowia oraz Pomocy Społecznej. Wszystkie te instytucje mogą brać udział w transferze pieniędzy podatników do kieszeni lekkomyślnych, nieletnich matek. Jak mi słusznie zwrócono uwagę, zamiast rozwiązywać główny problem – system państwowej redystrybucji – zająłem się jedynie jednym z „pretekstów” do takowej redystrybucji. Skoro potępiam zasiłki dla lekkomyślnych dziewcząt mających „wpadki” i finansowanie ich pobytu w szpitalu z podatków, postulować powinienem likwidację systemu redystrybucji i prywatyzację tych gałęzi, w których obecnie działają państwowe instytucje. Tylko taki postulat ma szansę zlikwidować wskazany przeze mnie problem, który starałem się częściowo i nieudolnie załagodzić poprzez koncepcję edukacji seksualnej.
Podsumowanie
W związku z powyższym zmuszony jestem przyznać się do popełnienia zasadniczego błędu, można by nazwać ten błąd „etatystycznym”, jednak zaznaczam, że przedstawiając koncepcję przymusowej edukacji seksualnej nie miałem na myśli idealnego rozwiązania, gdyż za idealne postrzegam całkowicie prywatne szkolnictwo oddane (jak i inne dziedziny obecnie zawłaszczone przez państwo) wolnemu rynkowi, a propozycja dotycząca szkół publicznych była czystą spekulacją mająca na celu rozważyć ulepszenie obecnego systemu. Była to ślepa uliczka, co zdecydowanie cieszy mnie, gdyż jestem przeciwnikiem państwowego systemu szkolnictwa i państwa w ogóle.
——————————————————————
[1] – Patrz: komentarze do tekstu pt.: „Okiem libertarianina: dlaczego w państwowych szkołach potrzebne jest wychowanie seksualne?”
[2] – koszty podatnika dla młodej matki to niekiedy tylko 1000 zł becikowego i zasiłek macierzyński – być może w przypadku niektórych matek tak będzie. Ale co z tymi, które pójdą do Pomocy Społecznej ubiegać się o zasiłek (matce z dzieckiem do 18 roku życia bez dochodu przysługuje taki automatycznie bez żadnego “ale”)? Badania prenatalne oraz pobyt na oddziale położniczym też kosztują podatnika – oczywiście o ile taka młodociana nie dostanie pieniędzy od tatusia żeby pójść do prywatnego szpitala, a w warunkach polskich niewiele takich rodzin jest. Policzmy: 12x18x444zł = 95 904 zł. Do tego dojść może jakiś tam zasiłek celowy na węgiel, ubrania itp.), dodatek mieszkaniowy itp. Grube dziesiątki tysięcy złotych. Jasne – nie wszyscy to wezmą, ale pomyślmy, ile 15-letnich matek ukończy dobra szkołę i znajdzie dobra pracę i sama będzie utrzymywać siebie i dziecko? Jesli skończywszy 16 lat (ustawowa granica pracy) podejmie pracę, to gdzie ja podejmie? W Mc’Donalds w najlepszym razie. Dostanie 1300 zł. Niejedna wybierze zamiast tego życie na państwowym garnuszku. Niestety.
Bardzo zgrabnie zestawione wszystkie argumenty, chyba nie trzeba nic dodawać; biorąc pod uwagę jeszcze poprzedni tekst oraz komentarze temat został omówiony wystarczająco szeroko z libertariańskiego punktu widzenia. Rozumiem Twoje wcześniejsze rozumowanie, głównym powodem etatystycznego myślenia była próba kompromisowego rozwiązania w obecnej rzeczywistości-próba zrozumiała, choć naturalnie zgadzam się z ostatecznym rozwiązaniem. Nawet w zastanej rzeczywistości możliwe są rozwiązania nieetatystyczne:) przynajmniej, do pewnego stopnia, nie trzeba nam kolejnych regulacji jak się okazuje.
Nooo młody! Gratuluję odwagi większość domorosłych filozofów libertariańskich myśli że zjedli wszelkie rozumy i nie umie przyznać się do ani jednego błędu czy pomyłki i idą w zaparte jakby ślepi. A Ty jak patrzę masz odwagę przyznać się że zabłądził i naprawić pomyłki Brawo rzetelna porcja autokrytyki podoba mnie się! Jedna sprawa – podatki nie ograniczają samoposiadania, a jedynie naruszają prawo własności. Samoposiadanie naruszasz kiedy kogoś więzisz albo bijesz albo gwałcisz albo jakoś inaczej wpływasz na jego ciało bez jego zgody jasne?
Taktoćna, Towarisz Berezin!
Jesteś nienormalny jakiś chyba z tym wygadywaniem o wolności i prawie do samoposiadania, człowiek to nie rzecz nikt go nie posiada! Chcesz uczynić z ludzi niewolników? Chyba coś Ci się pokręciło kolego. Kto wtedy będzie uczył dzieci, jeśli nie będzie państwowych szkół? Może dzieci bogatych oligarchów biznesowych pójdą do kosztujących strasznie dużo szkół prywatnych ale dzieci zwykłych Polaków co wtedy będzie z nimi? Zwykłego Polaka nie stać będzie na posyłanie syna czy córki do szkoły gdzie miesięczna opłata za naukę wyniesie 1000 złotych a może więcej. Ty chcesz aby wielkie masy biednych ludzi były głupie i otępiałe bez szkoły i nawet nie umiały czytać ani pisać, a mała cześć najbogatszych używała ich jako taniej masy robotników prawie niewolników chyba! Czemu Ci tak przeszkadza szkolnictwo? Co w tym złego, że dzieci sa uczone czytać, pisać, podstawowych przedmiotów takich jak biologia czy geografia. Chciałbyś aby Polacy stali się tak głupi jak Amerykanie? Sam na pewno skończyłeś szkole publiczną, którą tak bardzo mocno gardzisz i co byś robił, gdzie byś był, gdybyś nie mógł się nauczyć czytać, pisać ani liczyć, o czymś więcej nie mówię nawet. Kim byś był? Pariasem we własnym kraju a Ty tego właśnie chyba chcesz. Jesteś nienormalny!
Najlepiej przeczytaj jeszcze raz tekst, zwłaszcza pierwszy tekst: https://rafaltrabski.wordpress.com/moje-teksty/okiem-libertarianina-dlaczego-w-panstwowych-szkolach-potrzebne-jest-wychowanie-seksualne/ to może zrozumiesz, co autor miał na myśli, bo w tym momencie pokazujesz, że totalnie nie rozumiesz ani tematu, ani mojego wywodu. Nie rozumiesz, czym jest sampoposiadanie: http://en.wikipedia.org/wiki/Self-ownership ani nie rozumiesz, dlaczego państwowa szkoła szkodzi dzieciom, że indoktrynuje je, niszczy ich samodzielność intelektualna, zabija chęć i pasje nauki i poznawania świata, ogranicza jednostki wybitne i gnębi jednostki słabe, narzuca jeden wzorzec i standard, zubaża bogactwo duchowe i intelektualne dzieci. Nie rozumiesz, że narzucany odgórnie program szkolny ogranicza ludzką wolność, łamie prawo naturalne ludzi. Nie rozumiesz, że szkoła publiczna jest 40% droższa niż prywatne szkolnictwo, że nie daje wyboru, że jest finansowana z GRABIEŻY – czyli podatków. Nic nie rozumiesz… 1000 zł za prywatną szkołę dla dzieci oligarchów? Nie wiesz o czym mówisz – dzieci oligarchów chodzą do szkół, gdzie płaci się po 10 000 zł za miesiąc. Ja chodziłem do prywatnego liceum, gdzie płaciło się tylko 500 zł miesięcznie a nie jestem z rodziny bogaczy. Wolny rynek szkolnictwa stworzy tysiące KONKURUJĄCYCH ze sobą szkół, co wymusi obniżkę cen i wzrost jakości nauczania oraz różnorodności usług edukacyjnych… ale Ty tego nie zrozumiesz, masz bowiem mentalność antykapitalistyczną.
Dobrze nie wiedziałem co to jest to samoposiadanie teraz wiem i widze ze jestes jakims grożnym szalonym zwolennikiem anarchii Ty byś chcial zeby kazdy czlowiek mogl robic co chce i kiedy chce i zeby nikt nikogo nie bronil przed przestepcami ani nie zapewnial ludziom godnych warunkow do zycia. Slyszales potworze o prawach człowieka? Czy moze ich nie zunajesz jako „lewicowe”? Jestes potworem po prostu. Nie jestem wrogiem kapitalizmu ale widze ze kapitalizm, ktorego tak bronisz jest w zmowie z skorumpowanymi politykami i dlatego nalezy pozbyc sie agresywnego kapitalizmu, wielkich firm które krzywdzą miliony lduzi niszcząc srodowisko naturalne, wprowadzajac ludzi w nędzę, zmuszajac ich do niewolniczej pracy – to sa włąśnie kapitaliści. A wolny rynek ich nie powstrzyma, wrecz przeciwnie zacheci ich do tego, bo nagradza ich za krzywdzenie innych ludzi zyskiem! Chcesz takim bestiom oddac szkoly? Czego beda uczyli dzieci? Ze maja byc niewolnikami korporacji! Beda szkoly Coca-Coli ksztalcace operatorow maszyn do butelkowania, beda szkoly Alcoa kształcace gornikow do kopalni aluminium a ludzie wychodzacy z tych szkol beda tak glupi ze beda zdani na laske swojej korporacji ktora finansowala im nauke a teraz do konca zycia beda musieli pracowac za grosze w ich firmie zeby odpracowac dlug za szkole! To jest twoj kapitalistyczny wolny rynek edukacji! Otrząśnij się!
Aha no tak rzeczywiście jestem strasznym, nieludzkim potworem, wręcz faszystą, skoro chcę, aby ludzie byli wolni i mogli swobodnie dysponować swoim życiem i podejmować decyzje o nim osobiście. Straszny ze mnie potwór, skoro jestem przeciwnikiem okradania społeczeństwa z pieniędzy, finansowania z tych pieniędzy działalności państwowego aparatu propagandy i zmuszania dzieci tych ludzi do „nauki” w tym aparacie propagandy. Okropny ze mnie sadysta, że wolę dobrowolne szkoły prywatne od przymusowych szkół państwowych! W ogóle nie rozumiesz jak działa wolny rynek – na wolnym rynku żadne koncerny takie jak Coca-Cola nie zmuszą ludzi aby chodzili do ich – jak przewidujesz – beznadziejnych szkół w których niczego się nie nauczą. Po co ktoś miałby posłać tam swoje dziecko? Wybrałbyś dobrowolnie taką szkołę dla swojego dziecka? Nie rozumiesz, że w systemie, którego jestem zwolennikiem, wszystkie interakcje między ludźmi są DOBROWOLNE? Poza tym, dowody empiryczne wykazują, że Twoje wymysły o szkołach uczących bezmózgich roboli do fabryk są czystymi urojeniami – obecnie istnieją tysiące prywatnych szkół, na Zachodzie, zwłaszcza w USA, to prywatne uczelnie wyższe są najlepszymi. W Polsce prywatne szkoły mają nieco inny status, bo funkcjonują jako „wypełniacz luki” czyli przyjmują odpłatnie tych uczniów, którzy byli za słabi aby dostać się do państwowych liceów, albo na uczelnie wyższe. Oczywiście nie wszystkie prywatne szkoły w Polsce są złe – istnieją też szkoły bardzo dobre, tak, jak na Zachodzie. Zanim więc zaczniesz wymyślać bzdury i straszyć nas potwornościami kapitalizmu chcącego rzekomo zniszczyć ludzkość, zainteresuj się faktami 😉
Dobrowolne interakcje na wolnym rynku dzikiego kapitalizmu? O czym Ty pieprzysz. Masz dziki kapitalizm w Ameryce Południowej i w Chinach gdzie buldożerami rozjeżdża się wiesniaków kiedy protestuja gdy kapitaliści zabieraja ich ziemie pod budowę fabryki bez żadnej rekompensaty! Twój kapitalizm od dziesiątków lat zabija ludzi ale Ty się zachłysnałeś jakimis górnolotnym iideałami – komunizm tez miał przynieść szczęscie i dobrobyt wszystkim a skończyło się tak że wszystkich mordowano i była bieda. Kapitalizm skończy taka samo wielka nędza milionó doprowadzi do wielkiej rewolucji i pytanie tylko co ta rewolucja przyniesie. Na pewno nie twój wolnorynkowy kapitalizm bo gnusnych morderców kapitalistów rozniesie się na widłach! Ludzie stworzą sprawiedliwy system w którym nie będzie kapitalistycznych świń bo będa musięli uczciwie pracować tak jak inni na siebie zarabiac jak porzadni ludzie a nie poganiać batem niewolników tak jak jest teraz.
A dobrowolne interaklcje w kapitaliżmie nie istnieją bo pracodawca wielki kapitalista ma władze i przyjaciół w rządzie i ma pieniądze więc jak mu podskoczysz to wykupi całą Twoja ziemię i wyrzuci Cię na bruk albo przyśle policję. To jest ta twoja dobrowolność?
Powtórzę ostatni raz: WOLNORYNKOWEGO KAPITALIZMU NIE BYŁO NA ŚWIECIE NIEMAL NIGDY jedynym miejsce i okresem, kiedy występowały jego elementy to XVIII i XIX wiek w USA. Nie pisz mi jednak o niewolnictwie, bo owszem, w USA było niewolnictwo, ale niewolnictwo NIE JEST elementem kapitalizmu – funkcjonował wówczas w USA także kościół katolicki ale nie powiesz chyba, że to element wolnorynkowego kapitalizmu, co? Na PRAWDZIWYM wolnym rynku, gdzie państwo NIE INGERUJE nie ma sytuacji, w której jakiś kapitalista wyrzuca Cię z Twojej ziemi, bo własność prywatna jest w tym ustroju święta – nieważne, czy to własność wielkiego koncerny czy działeczka Kowalskiego. To państwo ingerujące w gospodarkę niszczy interakcje i zaburza rynek i pozwala wielkiemu biznesowi dominować i gnębić ludzi. Nie rozumiesz jednak nadal tej różnicy między korporacjonizmem a wolnym rynkiem, więc dalsza dyskusja chyba nie ma sensu. W CHRLD nie ma wolnorynkowego kapitalizmu tylko jest pseud-kapitalizm państwowy. W Ameryce Południowej natomiast rządziły dyktatury.
Na początek polecam ten tekst: http://mises.pl/blog/2012/07/03/young-i-block-przedsiebiorcza-edukacja-likwidacja-publicznego-systemu-szkolnictwa/
Nie będę czytać tej propagandy kapitalizmu. Odwalcie się od edukacji moich dzieci. Może ja chcę aby moje dzieci mogły chodzić do państwowej, bezpiecznej i bezpłatnej szkoły? Nie chcę płacić tysięcy żeby moje dzieci uczone były przez jakichś nie wiadomo skąd wziętych nauczycieli może z ulicy bo nikt tego nie sprawdzi na twoim wolnym rynku a może to będa pedofile? Kapitalista przedsiębiorczy dyrektor prywatnej szkoły mysli tylko o zysku więc zatrudni każdego byle najmniej mu płacić, przestępca jak znalazł! Da mu 5 złotych za godzinę i niech uczy a od rodziców zgarnie po 500 zł na miesiąc skoro mówisz że tyle to kosztuje. A państsowa szkoła zjest za darmo i mam pewnośc ze sa tam wykształceni pedagogicy którzy znają się na swoi,m fachu i że ktos ich kontroluje i patrzy im na ręce czy nie krzywdzą dzieci!
Nikt Ci nie zakazuje wysyłać Twoich dzieci dokąd tam chcesz – możesz nawet szkolić je w Gułagu, jeśli Ci się podoba. Gułag jest tez państwowy 😉 Więc posyłaj sobie dzieci do publicznej szkoły, jak tak jest Twoja wola. Ale nie masz prawa zakazywać innym posyłać ich dzieci do szkoły prywatnej i odzyskać pieniędzy z ich podatków zapłaconych na szkoły państwowe. Nadal NIC nie rozumiesz. Po pierwsze: państwowa szkoła nie jest darmowa – jest finansowana z podatków, które płacisz. Pisałem już o tym, ale czytasz wybiórczo. Podatki na szkoły państwowe płaca wszyscy pod przymusem – nawet Ci, którzy nie maja dzieci, albo uczą je sami w domu, albo posyłają do prywatnej szkoły – ciężko pracując na opłacenie jej. Jeśli zmuszanie człowieka żeby na coś płacił nie jest grabieżą według Ciebie, to nie mamy o czym rozmawiać. Co do „pedofilów” – nie rozumiesz na czym polega dążność do zysku przedsiębiorcy. Dyrektor prywatnej szkoły WŁAŚNIE DLATEGO nie zatrudni podejrzanych pracowników, mętów, bandytów ani pedofilów, bo musi dbać o dobra opinię klientów – rodziców dzieci uczących się w jego szkole – oraz w razie jakichś problemów, klienci pozwą go do sądy i zrujnują jego i jego szkołę. Publiczna szkoła natomiast niczym się nie martwi – urzędnicy państwowi sa bezkarni, a odszkodowanie w razie ewentualnego procesu i tak wypłaca państwo… z pieniędzy podatników. To prywatna szkoła musi walczyć na rynku o dobra opinię i podnosić jakość usług, obniżać cenę i dbać o zadowolenie klientów, inaczej zbankrutuje. Szkoła państwowa może być skrajnie beznadziejna, patologiczna i kształcić idiotów, ale nie zbankrutuje i tak, bo dotuje ją państwo. Rozumiesz? Pewnie nie…
PS: co do „praw człowieka” – to istotnie nonsens. Jedyne prawa człowieka, jakie uznaję, to prawo do samo-posiadania i wynikające z niego prawo włąsności. Nie potrzeba nic więcej, aby ludzie mogli być wolni i szczęśliwi. Wszystkie pomniejsze „prawa” są po prostu logiczną konsekwencją przestrzegania dwóch powyższych.
„Prawa człowieka – to istotnie nonsens” no to żeś się podsumował. To zdanie nie wymaga dalszego komentarza, jesteś porąbany!
Posłuchaj: jeszcze raz obrazisz mnie personalnie i wylecisz z tego bloga. Więc albo naucz się kultury w dyskusji, albo spieprzaj do swojej antykapitalistycznej nory w lesie.
O tym właśnie pisałem jak ostrzegałem o kłótni z lewicowymi durakami! Nie ma sensu daj sobie spokój bo ten osobnik nie daje się ukierunkowywać i nie uda się to jest straconym osobnikiem to widać na pierwsze rzucenie okiem. Kto używa takich haseł jak „kapitalistyczne świnie” i nie widzi jaka różnica jest między niby-kapitalizmem rządowych interesów i lobbystów a wolnym rynkiem bez rządowej wszechwładzy. To jest jakiś jest niereformowalny przypadek.
Człowieku opanuj się głupi i otępiały jest ten kto nie potrafi sam wiedzy szukać takiej jaka mu odpowiada. Twoja publiczna szkoła jest gówno warta i sam o tym się na rynku pracy przekonałem. I zarabiam tyle samo co ludzie z wyższym a nie mam nawet średniego. I cieszę się że go nie mam bo zauważyłem dziwną zależność im dłużej w szkolę tym bardziej zamknięty umysł i większa podatność na manipulację. Tak więc sory ale ja nie powtarzam sloganów z wyborczych plakatów ani tez z tv ja bazuje na doświadczeniu. Osobiście czytać i liczyć nauczyłem się w domu, tak jak i całej wiedzy na temat języka angielskiego. (Właśnie odkryłem dlaczego nie umiem w ogóle niemieckiego ^.^ ale LoL). I wcale nie jestem z bogatej rodziny i nie miałem prywatnego nauczyciela w domu który mnie uczył. A teraz jest jeszcze łatwiej bo praktycznie wiedzę z całego świata masz pod rękom klik i wiem jak działa bomba atomowa, klik i mam matematyczne wzory. Wiedzę trzeba chcieć posiąść bo wbijanie na siłę do głowy nic nie da tylko zaśmieci pamięć. Zauważ tez że miejsca kierownicze kiedyś się skończą dla głupców po humanistycznych studiach, po co ci kierownik firmy który ładnie mówi jak nie masz pracownika który robi w tej firmie?
Kurcze post sie pojawił nie w tym miejscu w którym miał. Art mój powyższy post był do ciebie. I napraw uwierz mi życie bez szkoły jest zajebiste kiedy nadal masz jeszcze resztki wyobraźni i nie myślisz pod klucz ministerstwa edukacji:)
Co do anty koncepcji uważam ze 15minut 3x w roku na przedstawienie środków antykoncepcyjnych dostępnych na rynku wystarczy. I nie w celu edukacji tylko w celu upewnienia się że każdy durny nastolatek wie jak się zabezpieczać. Taką prezentację można przeprowadzić na lekcji biologi. Po cholerę wychowanie seksualne? Czego mają tam uczyć przez te wszystkie godziny chyba nie Kamasutry?:D JA bym poszedł ale ładne Japonki jako pomoc naukowa są wtedy niezbędne:D