Państwo jako klub z dobrowolnymi składkami?

Do zastanowienia się nad taką koncepcją zainspirował mnie Charles Blankart, a w zasadzie jego porównanie państwa do klubu:

“Państwo może być postrzegane jako organizacja tożsama z klubem. Kluby są tworzone przez jednostki chcące osiągnąć wspólny cel. Podobnie państwo można zdefiniować jako klub stworzony przez obywateli i zaprojektowany by służyć ich wspólnym celom takim, jak dostarczanie dóbr publicznych w rodzaju prawa i porządku, obrony narodowej, dróg i ulic itp.”[1]

Wszyscy wiemy, że takie określenie państwa jest fałszywe – państwo nie jest tożsame z żadnym klubem członkowskim z wielu względów:

1. Przynależność do klubu jest dobrowolna, do państwa jest przymusowa.

2. Klub nie dysponuje terytorialnym monopolem na stosowanie przemocy, państwo natomiast tak.

3. Klub służy realizacji interesów jego wszystkich członków, natomiast państwo służy realizacji interesów wąskiej elity nim sterującej – pasożytów.

4. Można nie należeć do żadnego klubu i nie mieć żadnych zobowiązań wobec jakichkolwiek klubów, natomiast nawet nie posiadając narodowości, musisz płacić haracz (podatki) państwa na terenie którego przebywasz.

Te cztery fundamentalne różnice czynią wszelkie próby przyrównania państwa do klubu członkowskiego całkowicie beznadziejnymi. Trudno powiedzieć, dlaczego tacy intelektualiści, jak Blankart ignorują element przymusu stosowany przez państwo. Błąd jest tutaj oczywisty i nie wymaga dalszego komentarza. Dziś nie chce jednak zajmować się krytyką tej błędnej analogii, lecz wręcz przeciwnie – pragnę zastanowić się, czy jej urzeczywistnienie byłoby możliwe i jakie trudności mogłoby napotkać.

1. Podatki jako dobrowolne składki

Gdyby państwo było finansowane z dobrowolnych składek, zbliżyłoby się do modelu przedsiębiorstwa rynkowego. Miałoby to dalekosiężne, pozytywne skutki dla funkcjonowania państwa i dla jego obywateli, a zasadzie, należałoby powiedzieć: dla jego klientów.  Po pierwsze, niezależnie od tego, czy dobrowolne podatki byłyby „pakietami” usług państwa, czy też każda usługa byłaby osobnym „produktem” oferowanym przez rząd, taka dobrowolna forma finansowania państwa byłaby zgodna z podstawowymi zasadami libertariańskimi. Dobrowolny podatek oznacza koniec wielosetletniego łamania praw własności i zasady nieagresji. Nikt nie może być zmuszany do płacenia najmniejszej nawet sumy na żaden cel, niezależnie od tego, jak bardzo pożyteczny by nie był w oczach rządu czy nawet społeczeństwa. Uczynienie podatków dobrowolnymi składkami przerwałoby także, lub przynajmniej znacząco osłabiłoby potężny łańcuch pasożytnictwa i wzajemnego okradania się współobywateli, którzy doskonale orientują się zazwyczaj w tym, że w obecnym, przymusowym systemie podatkowym, najwięcej traci ten, kto jest uczciwy wobec państwa, a najwięcej zyskuje ten, kto oszukuje. W chwili obecnej większość społeczeństwa stanowią płatnicy netto, którzy znacznie więcej do wspólnego budżetu wnoszą, niż z niego otrzymują, natomiast tylko nieliczna garstka spośród obywateli na istnieniu państwa odnosi czysty zysk. Są to głównie: politycy, urzędnicy państwowi, funkcjonariusze policji, wojskowi, pracownicy służby zdrowia i państwowych przedsiębiorstw, a także klienci pomocy społecznej, renciści i emeryci. Wszyscy oni otrzymują dochód w całości pochodzący z opodatkowania innych członków społeczeństwa, sami nie wnosząc do budżetu nic (podatek dochodowy czy VAT płacony z pensji pochodzącej z podatku płaconego przez innych ludzi oznacza, że równie dobrze ludzie Ci mogliby po prostu otrzymywać mniejsze płace bez obciążania ich podatkami i bez kosztów się z tym wiążących). Cały sektor prywatny natomiast, czyli większość pracowników i przedsiębiorców, to ludzie, którzy płacą pod przymusem podatki i nieuchronnie muszą być na tym procederze stratni. Państwo bowiem nie pomnaża bogactwa, a jedynie transferuje jego część od jednej grupy społecznej do innej przy okazji potrącając dla siebie i swoich urzędników spory procent z tych transferów. Innymi słowy, państwo jest obecnie pasożytniczym organizmem żyjącym na barkach podatników, który wysysa z nich pieniądze i rozdaje je swoim klientom, których wymieniłem przed chwilą, a nędzne resztki zwraca społeczeństwu pod postacią tzw. dóbr publicznych. Działa więc tak samo jak organizacja przestępcza pobierająca haracze w zamian za rzekomą „ochronę” – ta ochrona występuje pod postacią tzw. zabezpieczeń społecznych, czyli funduszy emerytalnych i rentowych, ubezpieczeń zdrowotnych, oraz zapewnienie bezpieczeństwa publicznego w formie działań policyjnych i zewnętrznego pod postacią wojska i dyplomacji. Ponadto państwo rzuca podatnikom nędzne ochłapy z ich podatków w postaci usług państwowej służby zdrowia, szkolnictwa czy inwestycji infrastrukturalnych w drogi i kolej. Nie jest tematem dzisiejszego tekstu rozważanie, czy i dlaczego prywatny sektor lepiej spełniłby potrzeby ludzi w każdym z wymienionych sektorów, lecz próba wykazania, że państwowa działalność w ich obrębie powinna opierać się nie na przymusie, lecz na dobrowolnym finansowaniu przez podatników-ochotników. Dobrowolne podatki ukróciłyby opisane wcześniej pasożytnictwo, gdyż im bardziej pasożytniczy byłby system podatkowy i im więcej pieniędzy zamiast na świadczenie pożytecznych usług trafiałoby do kieszeni urzędników i polityków, tym mniej byłoby ochotników chcących płacić podatki. Tylko świadomość, że podatki służą istotnie na sfinansowanie inwestycji i zapewnienie usług zdrowotnych, mogłoby sprawić, że obywatel zdecyduje się zapłacić podatek. Co za tym idzie, zwiększyłaby się presja – lub w ogóle by powstałą – na polityków i urzędników, aby racjonalnie i oszczędnie gospodarowali pieniędzmi z otrzymywanych składek. Nacisk byłby tez wywierany w tym kierunku, aby świadczenia państwowe były na coraz wyższym poziomie, tak, jak to jest w przypadku prywatnych firm. Prywatne firmy są bowiem finansowane właśnie z prywatnych danin swoich klientów – daniny te to oczywiście dobrowolne zapłaty uiszczane przez ludzi za usługi lub towary oferowane przez firmy. Prywatne przedsiębiorstwo, o ile nie dysponuje państwowym monopolem na świadczenie usług lub sprzedaż towarów, musi dbać o to, aby oferowane przez nie dobra spełniały oczekiwania konsumentów, tylko wówczas bowiem ci ostatni zapłacą za nie. Jeśli przedsiębiorstwo prywatne będzie świadczyć usługi marnej jakości lub po zawyżonej cenie, straci klientów i przestanie przynosić zysk. Podobnie będzie w przypadku państwa opartego na dobrowolnym opodatkowaniu – jeśli będzie świadczyć marne usługi, straci podatników. W obecnym systemie przymusu podatkowego, niezależnie od tego, jak beznadziejne świadczenia państwa by nie były, podatnik jest zmuszony i tak płacić podatki na te świadczenia – nawet, jeżeli nigdy z tych świadczeń nie korzysta. To tak, jakby producent odżywki do włosów zmuszał osoby łyse do płacenia na produkcję jego odżywek, niezależnie od tego, czy łysi ich potrzebują, czy nie. Dokładnie to robią dzisiejsze państwa. Należy tu oczywiście pozbyć się szalonej i szkodliwej zasady wzajemności, jaka przyświeca idei przymusowego opodatkowania, które służy rzekomo temu, aby obywatele wzajemnie sobie finansowali usługi i dobra publiczne, na które rzekomo nie miałoby być ich stać w prywatnym zakresie. To tak, jakby na wyspie ludzi łysych, gdzie wśród stu mieszkańców, było czterech ludzi o długich, gęstych włosach i ta czwórka, ponieważ nie stać ich na uruchomienie produkcji fabryki szamponu do włosów, postanowiła zmusić wszystkich łysych, aby dokładali się do produkcji szamponu, aby jego cena była osiągalna dla osób z włosami, lub wręcz aby szampon był dostępny dla nich za darmo (lub nawet dla wszystkich, co nie ma znaczenia w sytuacji, gdy 96% z szamponu nie korzysta).

2. Jak mógłby wyglądać dobrowolny podatek?

Moim zdaniem idealnym rozwiązaniem byłoby całkowite zlikwidowanie podatku płaconego z góry, w postaci corocznej daniny. Taki podatek jest kredytem udzielanym państwo, który dostaje się w łapy chciwych urzędników i znika z prywatnego rachunku ekonomicznego i spod kontroli podatników. Ułatwia to konstruowanie rozdmuchanych budżetów, marnowanie pieniędzy gromadzonych ze składek podatkowych i sprawia, że środki płacone przez obywatela A mogą zostać poświęcone na usługi dla obywatela B a nie A. W przypadku corocznej składki zdrowotnej może się na przykład okazać, że Państwowy Fundusz Zdrowia wykorzysta wszystkie zebrane pieniądze w pierwszym kwartale roku na leczenie choroby nowotworowej obywatela B, a tymczasem obywatel A zachoruje dopiero w trzecim kwartale roku. Mimo, że płacił składki, pieniędzy na jego leczenie nie ma. Dlatego lepiej, aby po prostu usługi państwowych przedsiębiorstw i urzędów – szpitali, poczty, autostrad itp, były płatne przy korzystaniu. Wówczas łatwo byłoby oddzielić korzystających z nich od niekorzystających – korzystający płaciliby uczciwą, realną cenę tych usług i dóbr, a niekorzystający nie płaciliby jej wcale. Gdyby obywatel A nie wysyłał listów, nie płaciłby za usługi pocztowe. Mógłby też korzystać po prostu z usług pocztowych prywatniej firmy niezależnej od państwa – bowiem system z dobrowolnymi usługami państwa musiałby jednocześnie oznaczać likwidację jego monopolu we wszystkich sektorach.

3. Pakiety czy pojedyncze podatki?

O ile pobieranie po prostu podatku w całości do wspólnego budżetu państwowego byłoby prostsze i wygodniejsze dla urzędników państwowych, to powodowałoby znowu pokusę nadużyć i arbitralny rozdział funduszy. Możliwe jest i właściwie prawie pewne, że niemal żaden obywatel nie chciałby korzystać ze wszystkich świadczeń państwa, wielu korzystałoby z większości ale nie wszystkich, wielu z kilku świadczeń, część z jednego albo z żadnych. Skoro podatki miałyby być dobrowolne, to dlaczego mielibyśmy zmuszać płacącego do płacenia daniny na wszystkie świadczenia państwa, skoro chce on korzystać tylko z niektórych? Ktoś chce na przykład jeździć miejskimi autobusami i lubi stać w kolejkach w państwowym urzędzie pocztowym, oraz chce dostaw gazu z państwowego przedsiębiorstwa gazowego. Jednocześnie nie zamierza leczyć się w rządowych szpitalach, ani dostawać od państwa emerytury, bo ma prywatne ubezpieczenie zdrowotne, a na starość odkłada sam kupując złoto i przechowując je w depozycie lub w skrzyni zakopanej na ogródku. Dlaczego ten ktoś miałby finansować wszystkie działania państwa, z których nie korzysta i nie chce korzystać? Leczenie palaczy, budowa stadionu narodowego czy  publiczne szkoły nie przynosi mu żadnych bezpośrednich korzyści, więc zmuszanie go do płacenia za nie byłoby niezbyt uczciwe. Co prawda podatek byłby dobrowolny, ale to tylko pozorna dobrowolność, gdy sklejamy usługi w nierozłączne pakiety i dajemy obywatelowi wybór „wszystko albo nic”. Dlatego rozsądne i logiczne byłoby rozbicie podatku na dobrowolne opłaty za poszczególne świadczenia państwa, którymi obywatel byłby zainteresowany. Łatwo byłoby to zorganizować, na prostym formularzu podatkowym obywatel miałby wypisane dziedziny wraz z wysokością składki podatkowej jaką należy wpłacić, aby korzystać z danych świadczeń państwa, np.:

1. Szkolnictwo: 400 zł

2. Służba zdrowia: 600 zł

3. Pomoc społeczna: 300 zł

Itp.

Zaznaczając kwadraty na formularzu i przelewając na swoje prywatne konto podatkowe, obywatel wybierałby, jakie usługi państwa sa dla niego wartościowe. Wysokość dobrowolnych składek opłacanych w każdej dziedzinie byłaby dla urzędników coroczną informacją zwrotną odnośnie tego, czy ich działania w danym polu były skuteczne i gdzie należy je poprawić, lub z których zupełnie należy zrezygnować. Gdyby na przykład składki na dofinansowanie rolnictwa wyniosły 0 zł, oznaczałoby to, że nikt w społeczeństwie nie chce dofinansowywać rolników, zatem należy taka pozycję z wydatków państwa usunąć.

4. Służba zdrowia i ubezpieczenia

Pisząc o dobrowolnych podatkach z pewnością spotkam się z zastrzeżeniami etatystów i ludzi małej wiary, którzy zarzucą mi, że są takie dziedziny, w których rzekomo koszty jednostkowe są zbyt wysokie, aby  mógł ponieść je pojedynczy obywatel i dlatego konieczne jest obowiązkowe zrzucanie się całego społeczeństwa na finansowanie tych drogich świadczeń dla mniejszości potrzebujących. Cóż, jeżeli stwierdzenie to jest prawdziwe, to znaczy, że pojedyncza jednostka nie jest zdolna wziąć na siebie pełnych kosztów niektórych świadczeń, np. ubezpieczenia zdrowotnego, to należy się spodziewać, że na wolnym rynku powstaną rozwiązania przełamujące ten problem. I rzeczywiście, takie rozwiązania powstały już dawno temu – w przypadku opieki zdrowotnej i zabezpieczeń emerytalnych wykształciły się niezliczone formy prywatnych firm ubezpieczeniowych, funduszy emerytalnych i inwestycyjnych, prywatne szpitale i kliniki, stowarzyszenia ubezpieczeń wzajemnych itp. Wszystkie one opierają się nie na przymusowym, sankcjonowanym więzieniem haraczu, lecz na dobrowolnych umowach i opłątach ponoszonych przez klientów tych organizacji, co wskazuje, że wbrew opinii zatwardziałych etatystów, ludzie nie są bezwolnymi, zidiociałymi i lekkomyślnymi debilami, którzy nie zadbają o swoje zdrowie i bezpieczeństwo oraz godną starość, jeżeli faszystowskie państwo na się ich do tego nie zmusi. Wręcz przeciwnie, to przymus państwowy i haracz w formie podatku sprawia, że ludzie stają sie bezczynni i bezwolni, pozbawieni swojej inicjatywy i bodźców do działania oddają swoje bezpieczeństwo i los w ręce nadopiekuńczych urzędników i bezdusznej machiny biurokratycznych instytucji „ubezpieczeniowych”, takich, jak ZUS. Oczywiście będą istnieć jednostki (i istnieją obecnie), które z ubezpieczenia czy odkładania na starość zrezygnują, lub przez lekkomyślność i głupotę o to nie zadbają. ie jest to jednak argument, aby zmuszać wszystkich, do składania się na zadbanie o los tych bezmyślnych idiotów, lub beztroskich ignorantów. Być może jakiś Janek albo Franek uważa, że nigdy nie zestarzeje się, albo postrzega siebie za niezniszczalnego i nie boi sie chorób czy wypadków? Albo zamierza rozmyślnie wyniszczyć siebie i umrzeć w wieku 40 lat na raka płuc paląc dwie paczki papierosów dziennie? Ma do tego święte prawo wynikające z libertariańskiej zasady samo-posiadania i nic nikomu do tego. Tak, jak nie wolno nikomu zmusić Janka czy Franka aby zmienili zdanie i się ubezpieczyli, albo założyli fundusz emerytalny, to tym bardziej nie wolno zmusić mnie, czy Ciebie, czytelniku, abyśmy finansowali z naszych zarobków ubezpieczenie czy emerytury dla tych osób. Tak więc ubezpieczenia i fundusze emerytalne także powinny widnieć na formularzu podatkowym jako dobrowolne pozycje do zakreślania i opłacania, a każdy obywatel powinien mieć osobiste konto emerytalne a nie dorzucać się do wspólnego worka – bezdennej, czarnej dziury defraudacji, jaką jest współczesny ZUS. Jeżeli chodzi o ubezpieczenie zdrowotne, to funkcjonowałoby ono tak, jak prywatne ubezpieczenie zdrowotne, a urzędnicy służby zdrowia zmuszeni byliby do konkurowania z prywatnymi lecznicami i firmami ubezpieczeniowymi ze względu na brak przymusu opłacania ich usług. W tej sytuacji państwowa służba zdrowia musiałaby albo nauczyć się dokonywać rachunku ekonomicznego, zrestrukturyzować się i zreformować aby być konkurencyjna, albo upaść i ustąpić miejsca wydajniejszym i korzystniejszym dla pacjentów firmom prywatnym.

5. Obronność i policja

Ponieważ powyższa koncepcja jest nadaje się do realizacji w wizji państwa minimalnego, państwowa armia i policja nadal byłyby obecne. Moim zdaniem można by dopuścić konkurencje prywatną na coraz szerszą skalę, aż w końcu także pozycje „Obronność” i „Policja” stałyby się kwadracikami do dobrowolnego zakreślenia na formularzu podatkowym. Kto chciałby aby chroniła go państwowa policja, płaciłby podatek na państwową policję. Ktoś inny opłacałby sobie firmę ochroniarską A, ktoś inny firmę B. Być może powstałyby firmy łączące usługi ubezpieczeniowe z ochroną, a nawet prywatne armie mogące konkurować z Wojskiem Polskim. Nagromadzenie kapitału i innowacyjności mogłoby sprawić, że prywatne armie szybko wyprzedziłyby państwowe wojsko pod względem jakości i ilości wyposażenia. Myślę jednak, że prywatyzacja armii mogłaby nastąpić dopiero u zmierzchu państwa minimalnego i u zarania społeczeństw anarchokapitalistycznych, gdzie państwowe konflikty zbrojne na szeroka skalę zanikłyby z racji niechęci ludzi do finansowania kosztownych i niepotrzebnych społeczeństwu wojen. Pamiętajmy, że obywatele byliby skłonni płacić podatki na wojsko tylko o charakterze obronnym, gdyż społeczeństwo na wojnie najeźdźczej jedynie traci, a zyskują tylko koncerny zbrojeniowe i korporacje oraz banki. Zanim zatem składki na „obronność” staną sie dobrowolne, społeczeństwo musi zrozumieć, że zagrożenia ze strony obcych państw są czystą fikcją kreowana przez ich rządy dla ochrony swoich interesów i biznesu przemysłu zbrojeniowego. Gdy to stanie się wiedzą powszechną, a służba w państwowej armii będzie dla ludzi raczej powodem do wstydu niż dumy, tak jak udział w wojnie najeźdźczej, będzie można uwolnić rynek obronności i stanie się on naprawdę rynkiem obronności, a nie rynkiem wojny agresywnej.
Podsumowanie

Powyższe to tylko luźne rozmyślania na temat idei podatków, jako dobrowolnych składek klubowych. Są one oczywiście pobieżne i niekompletne, to tylko zaczątek do dyskusji i dalszych rozmyślań. Zamierzam zastanowić się także nad konsekwencjami wprowadzenia takich dobrowolnych podatków dla samej struktury państwa, nad ideą zastąpienia centralnej machiny państwowej podatkami lokalnymi, oraz nad tym, czy i jak takie zmiany mogłyby doprowadzić do ziszczenia się wizji anarchokapitalistycznej.

———————————————————–

[1] – Charles B. Blankart, Club Governments versus Representative Governments.”, Constitutional Political Economy 5. no. 3 (1994): 273. za: H.H. Hoppe, The Myth of National Defense, Ludwig von Mises Institute, Auburn, Alabama, 2003, str. 326.

Jedna odpowiedź na „Państwo jako klub z dobrowolnymi składkami?

  1. Pingback: Państwo jako klub z dobrowolnymi składkami? | ANTISTATE

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s