Charles Darwin na wolnym rynku

Czy Charles Darwin mógłby zostać sławnym… ekonomistą? Jeśli spojrzeć na historię Jamesa Chadwicka, słynnego fizyka, odkrywcy neutronu, można wziąć i taką możliwość pod uwagę. Chadwick omyłkowo przystąpił do egzaminu wstępnego na fizykę, zamiast na matematykę. Fizyka w dużej mierze jest matematyką, można więc powiedzieć, że Chadwickowi łatwo było się dostosować. Ekonomia jednak nie jest tak bliska naukom przyrodniczym, jak fizyka matematyce. Nie wiem, na ile w rzeczywistości Darwin rozumiał zjawiska gospodarcze w czasach jemu współczesnych, ale nie sądzę, aby geniusz w naukach przyrodniczych mógł przełożyć się na geniusz w ekonomii.

Skąd w ogóle taki dziwny pomysł? Sprowokował mnie administrator facebookowego profilu Bastiat Institute, umieszczając takie o to zapytanie:

„True or false: If you understand natural selection you understand the market process.”

Można by inaczej sformułować to pytanie: czy prawa kierujące procesami rynkowymi są podobne do praw kierujących ewolucją organizmów żywych? Jeśli dobór naturalny jest podobny do zjawiska wolnej konkurencji, a genotypy można porównać do przedsiębiorstw starających się przetrwać na rynku, powinniśmy odpowiedzieć na pytanie Instytutu Bastiata twierdząco. A Charles Darwin mógłby wówczas równie dobrze mógłby dołączyć do panteonu znanych ekonomistów, takich, jak Adam Smith. Wiedza, że Darwin jednak badaczem zjawisk gospodarczych nie został nie pomaga nam w odpowiedzi na zadane pytanie. Musimy przyjrzeć się dokładniej mechanizmom doboru naturalnego i procesom rynkowym, aby rozstrzygnąć, czy są podobne, czy nie.

Podobieństwa

Co Charles Darwin mógłby ujrzeć przyglądając się zjawiskom rynkowym? Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że w obu przypadkach mamy do czynienia ze zjawiskiem stałej i bezwzględnej konkurencji. W obu przypadkach jest to konkurencja o dostęp do rzadkich zasobów. Organizmy żywe konkurują o pożywienie, wodę, przestrzeń życiową. Rośliny konkurują o dostęp do miejsc o bardziej optymalnym dla nich naświetleniu słonecznym, lepszej wilgotności gleby itp. Zwierzęta konkurują o tereny łowieckie. Przedsiębiorstwa na rynku konkurują o dostęp do zasobów naturalnych: surowców, energii. Ponadto konkurują też o uznanie klientów, które w pewnym sensie też jest rzadkim „zasobem” – siła nabywcza wszystkich ludzi na planecie w każdej chwili jest skończona.

Przy odrobinie dobrej woli, Darwin mógłby też stwierdzić, że tak, jak w świecie organizmów żywych wyróżnia królestwa, rodzaje i gatunki, tak w świecie gospodarczym wyróżni sektory, gałęzie i branże. Przedstawiciele poszczególnych gatunków nieznacznie różnią się od siebie, podobnie firmy z tej samej branży nie są zupełnie identyczne, choć zajmują się takim samym rodzajem produkcji bądź świadczą taki sam rodzaj usług.

W związku z powyższym nie wszystkie organizmy konkurują ze wszystkimi pozostałymi, albo nie zawsze w takim samym stopniu. Najsilniejsza walka odbywa się między przedstawicielami tego samego gatunku. Podobnie przedsiębiorstwa w pierwszej kolejności konkurują z firmami z tej samej branży, a w znacznie mniejszym stopniu, z przedsiębiorstwami z innych branż.

W świecie przyrody niektóre gatunki okazują się lepiej przystosowane do warunków od innych. Lepiej przystosowane gatunki żyją, a te gorzej przystosowane wymierają. Analogicznie jest z przedsiębiorstwami: te, które lepiej dostosują się do warunków gospodarczych, przetrwają. Te, które się nie przystosują, zbankrutują i znikną z rynku. Oba te procesy dzieją się „same”, przez nikogo nie kierowane działają niezawodnie.

 Co jest odpowiednikiem doboru naturalnego w świecie gospodarki? Są nim wybory konsumentów, czyli ich decyzje o tym, czy zakupić towary\usługi przedsiębiorstwa A, przedsiębiorstwa B, C czy jeszcze innego. Gdy konsumenci wybierają przedsiębiorstwo A a nie kupują dóbr od B, to A notuje zysk, a B stratę. Zysk jest odpowiednikiem „potomstwa” w świecie natury. Organizmy lepiej przystosowane do panujących warunków mają statystycznie więcej potomstwa i to ich geny częściej są przenoszone do następnego pokolenia. Tak samo przedsiębiorstwa lepiej spełniające oczekiwania konsumentów mają większą szansę przetrwać na rynku.

Różnice

Mimo powierzchownych podobieństw, procesy rynkowe różnią się od procesów ewolucji. Diabeł, jak zwykle, siedzi w szczegółach. Gdy przyjrzymy się bliżej doborowi naturalnemu i wyborom konsumenckim, dostrzeżemy odmienne kryteria i różnice w ich pochodzeniu.

Jakimi kryteriami kieruje się dobór naturalny? Po pierwsze, musimy zrozumieć, że dobór naturalny nie jest żadnym fizycznie realnym „bytem”, czy „istotą”, która o czymkolwiek „decyduje”. Dobór naturalny to po prostu wypadkowa konfrontacji różnych cech genetycznych żywych organizmów z otoczeniem i innymi organizmami. Dobór naturalny to czysty przypadek. Żywe organizmy nie są w rzeczywistości przez dobór naturalny w żaden sposób „oceniane”. Kryteria doboru są więc tylko pojęciem które potrzebne są człowiekowi, aby zrozumiał, co w rzeczywistości dzieje się w świecie natury. Różne organizmy mają różne pule genów, które przekładają się na budowę ich ciał, wydolność ich organów i wszystkie inne cechy, jakimi możemy je opisać. Ewolucja nie wartościuje tych cech w żaden sposób. Nie istnieje żadna uniwersalna reguła mówiąca, że większe organizmy są skuteczniejsze w przetrwaniu, albo że szybsze organizmy są lepsze, albo że bardziej inteligentne organizmy są lepsze. To, jaka cecha okaże się „lepsza”, w sensie zwiększy szanse organizmu na przetrwanie i rozmnożenie się, zależy od warunków, w jakich przyjdzie organizmowi żyć. Panuje tu absolutny przypadek, z tym ważnym zastrzeżeniem, że warunki nie zmieniają się z dnia na dzień w sposób skrajny. Dzięki temu przetrwanie jakiegokolwiek życia i jego ewolucja w ogóle były możliwe. Aby to lepiej zrozumieć, wyobraźmy sobie dwa organizmy: rzęskowca i dwurzęskowca. Jak sama nazwa wskazuje, oba różnią się jedną cechą: liczbą rzęsek. Rzęski służą im do poruszania się. Im więcej rzęsek, tym sprawniej rzęskowiec się przemieszcza. Czy jest to cecha, która na pewno musi zwiększyć jego szanse na przetrwanie? W pierwszej chwili odpowiedzielibyście zapewne, że „tak” – w świecie ludzi zazwyczaj „szybciej” i „więcej” oznacza po prostu lepiej. Jednak w świecie ewolucji nie musi być to prawdą. Odpowiedź na to pytanie zależy od warunków, w jakich przyjdzie żyć rzęskowcom.

Sprawniejsze poruszanie się może być przydatne przy zdobywaniu pożywienia, poszukiwaniu partnerki lub ucieczce\walce z wrogiem. Rozważmy te sytuacje po kolei. Jeśli rzęskowiec i jego zmutowny kuzyn, dwurzęskowiec, żyją w środowisku wypełnionym pożywieniem po brzegi, np.: w jeziorze pełnym jednokomórkowych glonów, to posiadanie większej liczby rzęsek nie musi być konieczne dla sprawnego odżywiania się. W takich warunkach pożywienie samo przypływa do rzęskowca, jest go wystarczająco dużo i nie ucieka ono. Tymczasem wyhodowanie drugiej, dodatkowej rzęski kosztuje rzęskowca dodatkową energię, podobnie, jak jej używanie. Energię tą mógłby tymczasem poświęcić na rozmnażanie się. Skoro już o rozmnażaniu mowa, to dodatkowa rzęska zwiększająca mobilność może okazać się pomocna tylko, jeśli rzęskowiec jest organizmem płciowym i dla rozrodu potrzebuje kontaktu z rzęskowcem płci przeciwnej. Wówczas poruszając się szybciej statystycznie spotka więcej innych rzęskowców i szybciej natrafi na potencjalnego „partnera”. Jeśli rzęskowiec rozmnaża się bezpłciowo, na przykład przez podział, to większa mobilność w niczym mu nie pomaga. Wreszcie rozważmy kwestie drapieżnika. Jego istnienie może być tym czynnikiem, który może dać przewagę dwurzękowcom nad jednorzęskowcami, ale też tylko w określonych warunkach: jeśli mobilność osiągana przez dwie rzęski pozwala faktycznie uciec drapieżnikowi. W przeciwnym razie wyhodowanie dodatkowej rzęski tylko kosztowało dwurzęskowca energie, którą mógł zużyć na rozmnażanie, zanim został pożarty.

Jak więc widzimy, przydatność czy też skuteczność wybranych cech (a więc i genów je warunkujących) jest kwestią przypadku. Wystarczy teraz uświadomić sobie, że geny, które warunkują budowę i cechy organizmów, nie wiedzą nic o tym, jakie cechy będą skuteczne w następnym pokoleniu. Geny w ogóle nic „nie wiedzą”. One po prostu istnieją i są replikowane podczas rozmnażania. Tak więc statystycznie częściej replikują się te geny, które faktycznie zapewniły organizmowi przeżycie i szansę na rozmnożenie się, ale nie zmienia to faktu, że geny „nie uczą się”, czego wymaga od nich środowisko i warunki, ani nie mogą w żaden celowy sposób się zmieniać. Zmiany genetyczne następują przypadkowo, na skutek błędów przy kopiowaniu. Te zmiany, które przypadkiem okażą się „dobre”, utrzymają się. Te zmiany, które okażą się na tyle „złe”, że organizm nie będzie zdolny przetrwać lub się rozmnożyć, zanikną. Przykładowo u naszego rzęskowca gen pozwalający mu wytwarzać toksyczny enzym, pozwoli mu bronić się przed drapieżnikiem. Ale bez genu pozwalającego mu samemu być odpornym na ten enzym, okaże się śmiertelna pułapką i taki gen szybko zaniknie z puli genetycznej rzęskowców.

W odróżnieniu od organizmów poddawanych surowemu procesowi doboru naturalnego, przedsiębiorcy na rynku nie działają na oślep. Gdyby ich działania miały przypominać zmiany genetyczne u rzęskowców, gospodarka przypominałaby kiepską komedię. Przykładowo huta w jednym roku zakupiłaby węgiel i żelazo do wytopu stali, a w następnym zamiast żelaza kupiłaby trociny z tartaku. Naturalnie taka huta zbankrutowałaby odnotowując kolosalne straty po spaleniu całego węgla i trocin w piecach. Kontynuując tą analogię, spośród tysięcy hut palących węgiel i trociny w piecach, być może niektóre przekształciłyby się w ciepłownie sprzedające wytworzone ciepło klientom i dzięki temu przetrwałyby na rynku. Całą resztę czekałaby jednak likwidacja. Oczywiście „dobór naturalny” może być zaskakujący. Mogłoby się okazać, że ludzie nagle wysoko cenią sobie samo spalanie trocin na tyle, że płaciliby hutom za robienie tego nawet bez dostarczania im ciepła z tego procesu. Byłby to przykład dużej zmiany w środowisku naturalnym na skutek której normalnie szkodliwy zestaw genów staje się zestawem korzystnym. Normalnie bezsensowna działalność gospodarcza okazałaby się dochodowa. Wiemy jednak, że przedsiębiorcy nie działają w sposób przypadkowy, tak, jak mutacje genetyczne, lecz podejmują decyzje celowo, kierując się kalkulacją ekonomiczną. W świecie gospodarczym zdarzają się czasem gwałtowne zmiany warunków i zmieniają się wtedy całe branże produkcji lub usług, ale kolejność jest odwrotna: przedsiębiorcy reagują na zmianę już po niej, lub w oczekiwaniu na nią, a nie w ciemno. To odróżnia ich od ślepych zmian genotypów, które pojawiają się znienacka i albo trafiają w próżnię, albo, rzadko, w sprzyjające warunki i zapoczątkowują jakąś drobną zmianę ewolucyjną.

Jeśli w gospodarce nastąpi przykładowo nowe odkrycie, pojawi się jakaś nowa technologia, która pozwala taniej lub lepiej produkować jakieś dobro czy świadczyć usługę, to sukces odniosą przedsiębiorcy, którzy dostosują się do zmiany i wprowadzą nową technologię. Jednak żaden rozsądny przedsiębiorca nie wprowadza nowych technologii, gdy są one nieopłacalne, nieskuteczne lub nie istnieją warunki pozwalające na ich wykorzystanie. Przykładowo w kraju pozbawionym dróg, nikt nie otworzy warsztatów wulkanizacyjnych, albo salonów samochodowych. Natomiast natura działa ślepo. W świecie gospodarki kierowanej przez dobór naturalny przedsiębiorcy masowo otwieraliby bezsensowne działalności takie, jak import piasku na Saharę, albo kino w ośrodku dla niewidomych i oczekiwaliby czy może przypadkiem uda im się osiągnąć zysku. 99% z nich zbankrutowałaby, a jeden Henry Ford utrzymałby się na rynku.

Nieco inne są też zasady panującej na rynku konkurencji. O ile w przyrodzie wieloryb nie rywalizuje w żaden sposób z lwem, albo strusiem, gdyż żyją w totalnie odrębnych środowiskach, o tyle w gospodarce w pewnym sensie wszyscy przedsiębiorcy konkurują ze wszystkimi pozostałymi. Przedmiotem konkurencji są pieniądze ich potencjalnych klientów, siłą robocza oraz surowce\półprodukty. Zajmijmy sie najpierw konkurencją o konsumenta. W każdej chwili łączny popyt (realny popyt, czyli uwzględniamy tu nie tylko to, czego ludzie mogą pragnąć, ale też to, czy mogą pozwolić sobie to kupić), jest ograniczony. Potrzeby ludzi są oczywiście nieskończone, ale ich siła nabywcza jest ograniczona(1). Przykładowy robotnik zarabiający 1500 zł miesięcznie może wydać na różne dobra 1500 zł i ani grosza więcej. Jeśli zakupi chleb od piekarza za 50 zł, to te 50 zł nie trafią do kieszeni rzeźnika, ani szewca, ani krawca, ani sprzedawcy luksusowych jachtów. Wszyscy oni woleliby, aby robotnik przeznaczył swoje pieniądze właśnie na ich produkty, a nie na produkty innych przedsiębiorców – czy to z ich branży czy z jakiejkolwiek innej. Oczywiście przedsiębiorca nie porównuje swoich produktów do produktów z zupełnie innych branż. Stara się natomiast wykonać swój produkt najlepiej, jak potrafi, albo przekonać konsumenta, że to właśnie jego produkt jest mu bardziej potrzebny, niż cokolwiek innego. Najczęściej zaś robi obie te rzeczy na raz.

Ograniczona jest też ilość dostępnej siły roboczej. Postęp technologiczny na szczęście sprawia, że z roku na rok przy tym samym nakładzie ludzkiej pracy możemy wyprodukować coraz więcej dóbr. Dzięki temu wzrasta dobrobyt w społeczeństwie. Jednak zasoby siły roboczej zawsze są ograniczone, a ponadto przedsiębiorcy konkurują głównie o najlepiej wykwalifikowaną siłę roboczą, czyli o najzdolniejszych pracowników. Ich liczba przede wszystkim jest ograniczona i dlatego przedsiębiorcy starają się przyciągnąć ich do własnych firm z dwóch powodów. Aby pracowali dla nich, oraz żeby nie pracowali do ich konkurencji. Jeśli chodzi o konkurencje o siłę roboczą, jej intensywność zależy oczywiście od wielu czynników: zaawansowania działalności przedsiębiorstwa, ogólnej dostępności siły roboczej i jej mobilności. W praktyce najbardziej wykwalifikowani specjaliści są przedmiotem konkurencji na skalę globalną, gdyż są też najbardziej mobilni i przedsiębiorcy gotowi są ponieść spore koszty, aby ich pozyskać. Nikt nie będzie raczej fundował zbieraczowi truskawek przeprowadzki z drugiego końca świata, gdyż różnica w jego kwalifikacjach w porównaniu do nawet najgorzej wykwalifikowanego zbieracza dostępnego na miejscu jest zbyt niewielka, aby mogła uczynić taką karkołomną operację opłacalna. Tak czy inaczej konkurencja o zasoby w świecie natury ma charakter znacznie bardziej lokalny – słonie z Indii nie rywalizują o żadne zasoby ze słoniami z Afryki, podczas gdy na przykład amerykańskie firmy chętnie zatrudniają Hindusów, albo wręcz zakładają swoje filie w Indiach.

Trzecim polem konkurencji w gospodarce jest konkurencja o zasoby surowców i półproduktów. Huty konkurują z elektrowniami węglowymi, przetwórniami Fischera-Tropscha i niezliczonymi innymi przedsiębiorstwami o węgiel. Fabryki samochodów konkurują z fabrykami statków i niezliczonymi innymi przedsiębiorstwami o stal. Podobne przykłady można wymieniać w nieskończoność. Dzięki mechanizmowi cen, rynek zapewnia, że alokacja środków produkcji będzie optymalna. Jest to konkurencja globalna: jeśli w Chinach pojawi się podmiot gospodarczy zgłaszający olbrzymie zapotrzebowanie na węgiel i gotowy zapłacić za niego wysoką cenę, cena tego surowca wzrośnie globalnie. W świecie przyrody ten typ konkurencji jest nieznany, gdyż zwierzęta nie przetwarzają środowiska naturalnego na dobra konsumpcyjne czy produkcyjne (2).

Inną kwestią, jaką w tym porównaniu musimy poruszyć będą ingerencje siłowe w procesy rynkowe, jakich dopuszcza się państwo. Można by porównać je do działań hodowcy dobierającego odpowiednio krzyżowane osobniki tak, aby uzyskać preferowane cechy u ich potomstwa: odpowiednie umaszczenie czy masę ciała. Rząd dokonuje interwencji na rynku, aby osiągnąć jakiś zamierzony skutek. Jednak o ile dotąd to uczestnicy gospodarki wolnorynkowej działali racjonalnie w przeciwieństwie do ewolucji, to w przypadku interwencji rządowych widzimy odwrotny mechanizm. Wolny rynek jest samoregulującym się procesem dostosowań gospodarczych opartych na decyzjach ekonomicznych podejmowanych przez miliony przedsiębiorców i miliardy konsumentów. Rząd wkraczając burzy ten naturalny porządek zrodzony z pozornego chaosu i próbuje narzucić swoje reguły, które działają wbrew naturalnym potrzebom uczestników rynku. Hodowca krzyżujący wybrane osobniki nie działa przeciwko niczyjej woli ani potrzebom. Może popełnić błąd i uzyskać potomstwo o cechach upośledzonych, ale jest to wynikiem jego niewiedzy a nie złej intencji. Rząd natomiast działa w sytuacji absolutnej niewiedzy i w dodatku depcze dobrowolne decyzje i dążenia wszystkich uczestników rynkowych procesów. Wprowadzając przykładowo cła działa przeciwko swoim obywatelom pragnącym kupować zagraniczne towary i stara się zmusić ich do kupowania produktów krajowych. Nakładając podatek zniechęca wszystkich do dobrowolnych wymian i zmniejsza ich obustronną korzyść z działalności gospodarczej. Dając ulgi i przywileje natomiast zaburza mechanizm konkurencji sprawiając, że sukces przedsiębiorców nie zależy już od ich umiejętności świadczenia przydatnych usług lub produkcji użytecznych dla klienta towarów, lecz od dobrych stosunków z rządem. Długo można by pisać o wpływie państwowych interwencji na procesy rynkowe, ale w kontekście naszego tematu wystarczy stwierdzić, że są one niczym przywiezienie węży przez kolonizatorów na małą wysepkę zamieszkaną przez gatunek zwierząt nie mających dotychczas naturalnych wrogów w naturze.

Podsumowanie

Jeśli spojrzeć na ogólne zasady, to proces rynkowy jest całkiem podobny do doboru naturalnego rządzącego ewolucją. Jednak w rzeczywistości ewolucja jest tylko ślepym, niezmiennym mechanizmem który działa niecelowo, natomiast proces rynkowy to wypadkowa świadomych, mniej lub bardziej racjonalnych działań ludzi dążących do poprawienia swojego dobrostanu zgodnie z aksjomatem ludzkiego działania sformułowanym przez Ludwiga von Misesa. To, co odróżnia więc te dwa procesy to inteligencja ludzka kryjąca się za rynkiem i ślepy przypadek kryjący się za doborem naturalnym. W pewnym sensie jednak proces rynkowy jest przedłużeniem ewolucji, tyle, że w świecie świadomych jednostek ludzkich operujących w realiach, w których kultura i rozum stają się niemal równe biologii. Mimo to ludzie nadal podejmują działania ekonomiczne dlatego, że pozwalają im one z większą pewnością przetrwać, rozmnażać się i być szczęśliwymi. W ten sposób proces rynkowy jest rozwinięciem i udoskonaleniem procesu ewolucji. Nie ma też wątpliwości, że dobór naturalny zadba, aby wolny rynek zwyciężył nad interwencjonizmem i socjalizmem, czego życzę sobie i czytelnikom.

————————————————————————————-

(1) – W dzisiejszych czasach jest to odrobinę zakłamane przez wysiłki rządów i świata finansowego mające na celu oddzielenie pieniądza od zdolności produkcyjnej społeczeństw. Skomplikowane instrumenty finansowe, ale i zwykły dodruk pieniądza zakłamują informacje rynkowe i wprowadzają konsumentów oraz przedsiębiorców w błąd tworząc iluzję większego popytu. Samo to nie byłoby w sobie groźne, ale zniekształca decyzje przedsiębiorcze skłaniając przedsiębiorców do zwiększonego inwestowania w sektorach zasilanych inflacyjnym strumieniem pieniędzy, co kieruje do nich dobra kapitałowe bezpowrotnie tam marnowane. Po czasie okazuje się, że były to chybione inwestycje, a zmarnowane dobra kapitałowe nie mogą zostać wykorzystane tam, gdzie faktycznie występuje zapotrzebowanie. Więcej znajdziesz w moim artykule o cyklach koniunkturalnych.

(2) – od tego istnieją drobne wyjątki, jak bobry przetwarzające drzewa na tamy, albo pszczoły przetwarzające pyłek kwiatowy na miód stanowiący dobro konsumpcyjne, które w dodatku poddane jest procesowi oszczędzania. Można by półżartem powiedzieć, że pszczoły wykazują w ten sposób niską preferencję czasową 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s