O uszczęśliwianiu na siłę

Spór między wolnościowcami, a faszystami, między zwolennikami kapitalizmu a socjalistami, między wolnorynkowcami a interwencjonistami i etatystami, wydaje się fascynującą wojną o prawdę, starciem prawdy z fałszem, , wręcz fundamentalnym konfliktem pomiędzy dobrem i złem (gdzie każda ze stron sobie przypisuje opowiadanie się na pozycji „tych dobrych”). My – wolnościowcy, libertarianie, wolnorynkowcy i anarchokapitaliści – jesteśmy pewni swoich racji, wiemy, że prawda stopi po naszej stronie, a za nami przemawiają aksjomaty, prawo naturalne, logiczne i niepodważalne argumenty ekonomiczne. Jesteśmy po tej samej stronie frontu, co Ludwig von Mises, Murray Newton Rothbard, Ron Paul, Peter Shiff, John Locke czy nawet hiszpańscy scholastycy z Salamanki. Możemy żelazną logiką rozbić każdy argument naszych oponentów. Prawa popytu i podaży, trójkąty Hayeka czy aksjomat nieagresji pozwalają nam czuć się pewnie w każdej polemice i wyjść z niej zwycięsko. Tak przynajmniej wierzymy.

Problem w tym, że dokładnie takie samo złudzenie ma druga strona – nasi oponenci, socjaliści, etatyści, interwencjoniści, nacjonaliści i wszelkiej maści konserwatyści – wierzą, że prawda leży po ich stronie. Oni niezachwianie opierają się na swej socjalistycznej „wrażliwości”, która z kolei podpowiada im jedyne słuszne rozwiązania wszelkich problemów. Mają swoje autorytety, wśród których znajdziemy Johna M. Keynesa, Karola Marksa czy Grzegorza Kołodkę. Zawierzają uparcie swoim ulubionym teoriom i prawom – lepkości płac, niedoskonałości rynku, efektowi mnożnikowemu czy postulatowi zaprowadzenia sprawiedliwości społecznej.

Obie strony przy tym widzą te same problemy i niedoskonałości świata: biedę, bezrobocie, kryzysy gospodarcze, wojny, konflikty społeczne, uzależnienia, przestępczość, rozpad rodzin i zaufania społecznego i wiele innych. Mimo, że dysponujemy zasadniczo identycznymi mózgami i zdolnościami poznawczymi, oraz zmysłami – inaczej jednak interpretujemy zastane zjawiska i procesy i znajdujemy zasadniczo odmienne rozwiązania i panacea na bolączki tego świata.

Obiektywna prawda jednak musi istnieć – rację możemy mieć albo my, albo oni. Nie jest możliwe, aby socjalistyczne i antywolnościowe rozwiązania były poprawne i jednocześnie poprawne były odpowiedzi i rozwiązania wolnościowe, libertariańskie, wolnorynkowe.

Nie wierzę, że nasza strona może się mylić – wolność jest uniwersalnym rozwiązaniem i prawdą jest, że większa wolność przynosi netto więcej korzyści, niż strat. Maksimum wolności nie uczyni wszystkich ludzi automatycznie szczęśliwymi, ani nie zlikwiduje wszystkich problemów świata, ale z pewnością bardziej się do tego przyczyni, niż ograniczanie wolności.

Ci, którzy postulują kolektywizm, interwencjonizm, socjalizm, etatyzm, centralne planowanie, prymat narodu nad dobrem jednostki, nadzór, kontrolę i inwigilację, państwo policyjne, opodatkowanie, bariery, regulacje, cła, koncesje i zakazy – być może nieraz maja dobre intencje, ale muszą okrutnie mylić się w wyborze drogi.

Nie jestem jednak już tak bardzo pewien, czy my wolnościowcy, musimy, ani czy powinniśmy dalej brnąć w tą niekończącą się walkę o prawdę. Czy powinniśmy trwonić czas, siły i nerwy na nieustanne spory, polemiki i dyskusje z przeciwnikami wolności. Nie chodzi tu o poddawanie się – jesteśmy pewni swojej racji – jednak różnice dzielące nas od nich pod względem aparatu pojęciowego, wyznawanych norm i wartości, a nawet sposobu konstruowania modelu rzeczywistości, są tak duże, że uniemożliwiają porozumienie się i wymianę argumentów, o przekonywaniu drugiej strony nie wspominając. Do osób, które uważają, że wolny rynek jest winny całej nędzy świata, a kapitalizm to sposób na wyzysk całej ludzkości przez garstkę bankierów, żadne argumenty, powoływanie się na Bastiata czy cytaty z dzieł austriaków nie dotrą. Tak, jak oni nie przekonają nas do swoich racji fragmentami wyjętymi z „Kapitału”, ani wyliczeniami procentowego podziału bogactwa na planecie.

Dyskusja jest może ekscytująca i wydaje się niezwykle ważna, ale coraz częściej wydaje mi się, że jest pozbawiona sensu. Nie powinniśmy skupiać się na przekonywaniu naszych oponentów do naszych racji. Wiemy co prawda, że wolnościowa wizja świata wprowadzona w życie uczyniłaby nas wszystkich szczęśliwszymi – jednak nie należy marnować czasu ani sił na uszczęśliwianie socjalistów i innych przeciwników na siłę.

Po pierwsze dlatego, że część z nich, mniejsza lub większa, nie da się przekonać, gdyż są świadomi korzyści, jakie bezpośrednio daje im obrona stanowiska antywolnościowego. Do tej grupy zaliczyć można wszelkiej maści polityków lewicy, mainstreamowych ekonomistów, publicystów i naukowców o poglądach antywolnościowych. Wszyscy oni czerpią wymierne korzyści z popierania państwa, interwencjonizmu, socjalizmu. W świecie postulowanym przez nas, ci apologeci centralnego planowania, trzeciej drogi, demokracji itp. utraciliby status sługów systemu, a wraz z nim korzyści materialne i pozycję społeczną. Nadto upadek ich idei skomrpomitowałby ich w oczach społeczeństwa, okazałoby się, że przez lata kłamali. Nie mogą na to pozwolić, więc nawet, jeżeli niektórzy z nich dostrzegają, że tkwią w fundamentalnym błędzie, nigdy tego nie przyznają, gdyż im się to zwyczajnie nie opłaca.

Druga grupa to zwykli ludzie, blogerzy, pisarze, dziennikarze, oraz nasi sąsiedzi, członkowie rodzin, znajomi i przyjaciele o poglądach antywolnościowych. Oni wszyscy zasadniczo są do przekonania, choć nieraz może to kosztować olbrzymi nakład czasu i trudu, aby otworzyć im oczy na prawdę. Jednak walka o ich serca i umysły może być także strata czasu i sił. Znacznie prościej byłoby zademonstrować im, że wolność działa w realnym życiu, po prostu realizując nasze postulaty.

Nasi ideowi oponenci zdążyli już nieraz podjąc różne próby wcielania w życie swoich utopii. Wyznawcy Marksa budowali realny komunizm w Związku Radzieckim, Chinach czy na Kubie. Socjaliści zresztą wcale nie ustąpili po upadku tych sztandarowych eksperymentów i nadal pragną wskrzeszać swą ideę. Nacjonaliści popisali się w XX wieku. Przeciwnicy wolnego rynku testowali państwowy interwencjonizm przez dziesięciolecia, pod przeróżnymi postaciami, wśród których najlepiej znany jest chyba New Deal prezydenta Roosvelta. Dziś interwencjonizm znów dostał się na ołtarze i czczony jest w Brukseli i Waszyngtonie i ponownie przynosi tylko opłakane rezultaty.

Wszyscy nasi przeciwnicy mieli niezliczone szanse na przetestowanie swoich koncepcji na budowę raju na ziemi i jak dotąd te próby zawodzą. Jedynie my, libertarianie, wolnorynkowcy, zwolennicy kapitalizmu nie mieliśmy swojej szansy, a nasi oponenci wciąż mimo to oskarżają nas, że to właśnie wolny rynek i kapitalizm prowadzą do wszystkich katastrof i powodują wszystkie problemy na świecie.

Cóż, ich prawem jest nie chcieć wierzyć w nasze ideały, odrzucać nasze pomysły i argumenty, obawiać się wolności i uciekać od niej. Nie możemy uszczęśliwiać ich na siłę. Jednakże my mamy takie samo prawo nie przyjmować ich wizji świata i nie brać w niej udziału. Im także nie wolno uszczęśliwiać na siłę nas. Natchniony drobnym sukcesem, jaki osobiście niedawno odniosłem w dyskusji z przyjacielem, widząc, że można trafić z argumentem typu „don’t thread on me” do oponentów ideowych, stwierdzam, że najważniejszym naszym celem powinno być skłonienie wroga, aby po prostu zostawił nas w spokoju.

Czy państwowcy, socjaliści i całą reszta mogą po prostu pozwolić nam żyć po naszemu? Nie chodzi już o to, aby oni zgodzili się zlikwidować podatki, oddać budowę dróg prywatnym firmom, sprywatyzowali szpitale i szkoły. Nie żądajmy odebrania politykom koryta ani likwidacji zasiłków i regulacji gospodarczych w świecie naszych przeciwników. Na to się z pewnością nie zgodzą.\

Żądajmy wolności dla nas samych, i tylko dla nas. Nasi oponenci – skoro wierzą, że się mylimy i są tak pewni, że nie mamy racji optując za wolnym rynkiem, wolnością i kapitalizmem – powinni posłać nas w cholerę, pozwolić nam zginać od plag, których tak bardzo pragniemy. Gdyby dali nam możliwość zbudowania małego nawet, autonomicznego regionu, w którym nie byłoby tych ich wszystkich dobrodziejstw socjalizmu, etatyzmu i interwencjonizmu, gdzie zapanowałaby ta nasza „zgniła wolność”, to może po jakimś czasie ludzie sami odkryliby, że nasza wizja sprawdza się, że apologeci państwa i niewoli kłamią albo fatalnie się mylą.

Sam chętnie pozwoliłbym takiemu Kołodce, Millerowi czy Szumlewiczowi żyć w ich własnym regionie rządzonym wedle reguł „sprawiedliwości społecznej”, „poprawności politycznej” itd. Mogliby do woli ograniczać sobie nawzajem wolność, której tak bardzo nienawidzą, nakładać na siebie nawzajem podatki, choćby nawet 100%, inwigilować się nawzajem i robić inne bzdury, które tak lubią. Niech tylko wreszcie przestaną zmuszać mnie do tego samego.

Oni się, rzecz jasna nie zgodzą, argumentując odmowę na różnorakie sposoby. Powiedzieliby, że przecież społeczeństwo jest wzajemnie za siebie odpowiedzialne, że wszyscy mamy powinności wobec innych ludzi, że grupa egoistów nie może unikać wywiązywania się z tych zobowiązań, wreszcie, że nie pozwalają nam dla naszego własnego dobra…

Dlatego należałoby szukać poparcia wśród zwykłych ludzi, wśród tych, którzy nie są naszymi wrogami. Sami co prawda nie przyłączą się najpewniej do naszej inicjatywy, bo wierzą w kolektywizm, boją się wolności i ufają, że tylko gromada zapewni im bezpieczeństwo i dobrobyt – ale mogą zgodzić się, aby inni, być może szaleni albo głupi, spróbowali żyć po swojemu.

A jeśli nie, to co nam pozostaje? Toczyć dalej wojnę na polemiki w internecie i prasie? Wydawać książki, jak Jan Fijor? Liczyć na to, że krok po kroczku, powoli uświadomimy na tyle liczną część społeczeństwa, żeby rozpocząć wolnościową reakcję łańcuchową, która jak kula śnieżna zmiecie opresyjny system państwowy? Czy pozostaje nam już tylko uciec na platformę wiertniczą na oceanie i tam, razem z młodym Friedmanem zakładać wolnościowe państwo?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s