Już na starcie mógłbym uciąć temat ograniczając się do stwierdzenia, że zgodnie z filozofia libertariańską, homoseksualistom przysługują tylko i wyłącznie te same prawa, które przysługują dowolnej innej grupie społecznej: heteroseksualistom, białym, czarnym, kobietom, mężczyznom, filatelistom, grzybiarzom czy satanistom i żadne inne, bowiem żadne inne po prostu nie istnieją. Chodzi rzecz jasna o samoposiadanie i wprost z niego wynikające prawo własności do owoców swojej pracy i wszystkiego, co nabędą w ramach dobrowolnej wymiany z innymi ludźmi. Chociaż w zasadzie rozważanie wszelkich innych tzw. praw, nie ma najmniejszego sensu, bowiem uznanie wymienionych powyżej rozwiązuje wszystkie, możliwe konflikty, to jednak zdecyduję się rozwinąć ten wątek i pochylić się nad sprawami będącymi ostatnio w polu zainteresowań opinii publicznej, polityków i publicystów.
Jeszcze do niedawna samo przyznanie się do skłonności homoseksualnych groziło uwięzieniem, kastracją lub nawet śmiercią w większości państw świata. Co ciekawe natomiast – wbrew temu, co wmawia społeczeństwu ruch LGBT – Polska nigdy nie była krajem prześladującym homoseksualistów, a wręcz przeciwnie, żaden, legalny polski rząd nigdy nie wprowadzał kar za zachowania homoseksualne. Robili to natomiast okupanci i zaborcy narzucając własne prawo, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Jeśli chodzi o prawo, Polska jest zatem wyjątkowo tolerancyjnym krajem, co należy stwierdzić, nie próbując nadawać temu faktowi jakiejkolwiek oceny. Z pozycji libertarianina kwestia regulacji prawnych wobec „homosiów” jest kwestią pustą, bezprzedmiotową, gdyż nie jest rolą państwa ingerować w dobrowolne stosunki międzyludzkie, dotyczy to wszelkich relacji, także seksualnych, tak długo, jak nie opierają się na przemocy, przymusie lub manipulacji. Zatem państwo nie może decydować o tym, czy dwóch mężczyzn może lub nie angażować się w zachowania homoseksualne, dopóki wszystkie strony takich zachowań robią to z własnej, nieprzymuszonej woli. Wydaje się zatem niedopuszczalną sytuacja, w której zachowania takie są penalizowane. Tylko homoseksualista dokonujący napaści seksualnej na inna osobę – homo lub heteroseksualną – musi zostać ukarany. Ukarany jednak przede wszystkim za napaść seksualną, a jej homoseksualny charakter – w przypadku napaści na heteroseksualistę – może być jedynie czynnikiem czyniącym taka napaść szczególnie okrutną ze względu na zrozumiały wstręt heteroseksualisty do stosunku z osobą tej samej płci (dla jasności: gwałt heteroseksualny na homoseksualnej osobie musi spotkać się z identycznie surowym potraktowaniem z tych samych względów).
To, czy homoseksualizm jest, czy też nie jest chorobą, nie powinno być zależne od arbitralnej, upolitycznionej decyzji jakiegokolwiek zgromadzenia „specjalistów”. Kwestia wykreślenia homoseksualizmu z listy chorób psychicznych jest co najmniej kontrowersyjna. Uważam, że w żadnym przypadku nie wolno decydować o faktach naukowych na podstawie głosowania. W tym bowiem przypadku zwycięża niekoniecznie prawda, a częściej opcja popierana przez silniejszych i bogatszych lobbystów. Prywatnie uważam, że decyzję o tym, czy homoseksualiści sa chorzy, czy normalni, czy powinno się ich leczyć czy nie, mogą podejmować tylko i wyłącznie sami homoseksualiści indywidualnie. Wolny rynek i wolność do decydowaniu o własnym życiu powinny rozwiązać problem homoseksualizmu – w przypadku tych ludzi, którzy uznają swój homoseksualizm za problem. Niedopuszczalne jest natomiast zmuszanie ich do leczenia się przez strony trzecie – niezależnie czy będą to osoby prywatne czy państwo. Użycie przemocy jest dopuszczalne jedynie jako obrona przed osobą inicjującą agresję. Jedynie więc homoseksualny przestępca może zostać zmuszony do leczenia. Jako, że nie jestem seksuologiem, nie zamierzam rozważać, czy homoseksualizm faktycznie da się wyleczyć, czy nie. Zainteresowanych tym tematem odsyłam do własnych poszukiwań, można pogooglować nazwisko Spitzer, poczytać co sądzą zwolennicy i przeciwnicy terapii reparatywnej i wyrobić sobie opinię. Jednak powszechna opinia społeczeństwa co do skuteczności terapii homoseksualizmu, lub jej braku, nie może mieć wpływu na jej dostępność dla zainteresowanych. Jeżeli ktoś wierzy w taką możliwość i odczuwa potrzebę wyleczenia się z tego, co uznaje za „chorobę” bezwzględnie musi mieć prawo do skorzystania z dobrowolnej terapii.
Jeżeli chodzi o słynne małżeństwa homoseksualne, które są dość agresywnie przepychane w prawodawstwie coraz liczniejszych krajów przez homoseksualne lobby, mogę, jako libertarianin powiedzieć tylko jedno: moim zdaniem państwo w ogóle nie powinno mieszać się w tak osobiste stosunki międzyludzkie, jak związki małżeńskie, które należałoby wyjąć spod państwowego nadzoru i uczynić rodzajem cywilno-prawnej umowy, w którą żaden organ zewnętrzny ingerować nie mógłby. Wówczas także związki homoseksualne byłyby regulowane poprzez takie cywilno-prawne umowy. Kwestia tzw. ślubów kościelnych pozostawałaby w dobrowolnej gestii zainteresowanych, którzy z pewnością znaleźliby na łonie wyznawanej przez siebie religii – i obecnie znajdują – duchownych udzielających ślubów także osobom tej samej płci.
Skłonność współczesnych społeczeństwo do dyktowania ich poszczególnym członkom i grupom co jest dobre, co złe, co dozwolone, a co zakazane, a nawet, co moralne a co nie, jest przerażająca. Dotyczy to obu stron – przeciwników, jak i zwolenników homoseksualizmu. Swoją drogą nonsensem jest opowiadanie się „za” homoseksualizmem jako takim – można być zwolennikiem wolności, co automatycznie zawiera przyzwolenie dla dobrowolnego homoseksualizmu, albo faszystą – wówczas człowiek pragnie zakazywać innym ludziom decydowania o własnym życiu, w tym sposobie dysponowania swoim ciałem. O motywacjach religijnych powodujących skrajne i szalone wypowiedzi różnych sekciarzy nie warto w ogóle wspominać. Są to ludzie żyjący w absurdalnym błędzie, wierzący w istnienie istot nadnaturalnych i monopolu na prawdę moralną (oczywiście dzierżonego przez ich własna sektę). Z drugiej strony odpowiadają im jednak także równie zażarci sekciarze i propagandyści, wśród których na gruncie polskim niezwykle aktywna jest przykładowo Gazeta Wyborcza – naczelny kanał propagandowy LGBT. Dochodzimy do wniosku, że homoseksualizm jest najwyraźniej kwestią tak mocno upolitycznioną, że bardzo trudno jest rozmawiać o nim tak, aby uniknąć kontrowersji i urażenia jednej ze stron konfliktu.
Osobiście uważam za skrajny absurd propagowanie homoseksualizmu na siłę. Oczywiście nie sądzę, aby możliwe było wmówienie komukolwiek jakiejś preferencji seksualnej, z którą się nie urodził, ale za to wzbudzenie niepewności u młodych, zagubionych ludzi, być może się zdarza. Inna kwestia jest moda oraz chęć wzbudzenia kontrowersji czy szumu wokół siebie. W społeczeństwie, w którym bycie „gejem” po prostu może się opłacać z uwagi na specjalne przywileje prawne, uwagę mediów i spodziewane, szczególne traktowanie przez innych ludzi bojących się posądzenia o bycie „homofobem”, nieuniknione jest wykorzystywanie takich deklaracji przez ludzi szukających rozgłosu, władzy czy chcących się zabawić cudzym kosztem. Absolutnie niedopuszczalne według mnie jest wykorzystywanie preferencji seksualnych do osiągania celów ekonomicznych czy politycznych. Niedopuszczalne jest, aby żołnierz został wyrzucony z wojska za swoja orientację (tak długo jak nikogo nie krzywdzi), jednak równie niedopuszczalne jest, aby homoseksualiści oczekiwali pochwał za to, że są homoseksualistami. Absolutnie żałosne według mnie są np. coming out’y znanych piłkarzy czy innych medialnych osobistości – co to, w ogóle kogokolwiek obchodzi, że piłkarz woli uprawiać seks z facetem? Piłkarz ma dobrze grac w piłkę i tyle, jego sypialnia jest jego osobista sprawą. Zasadniczy brak zrozumienia dzisiejszego świata dla podziału na sprawy osobiste i publiczne jest zdumiewający.
W tym momencie, wykazując, że jakiekolwiek prawne czy medyczne rozważania w tej tematyce są nieuzasadnione, dochodzę do meritum. Jedyną kwestią, w której jakakolwiek debata publiczna ma sens, jest pytanie: czy i jak powinno się o homoseksualizmie mówić, co jest na tym polu dopuszczalne, a co nie i czy w ogóle powinniśmy czegokolwiek – tak jednej, jak i drugiej stronie sporu – zakazywać. Propaganda LGBT od dawna straszy społeczeństwa tzw. mową nienawiści, oraz ukuła totalnie nienaukowe pojęcie „homofobia”. Oczywiście łącząc dowolne słowo z sufiksem fobia, można wykreować nazwę dla dowolnie absurdalnego, wyimaginowanego zaburzenia lękowego. Zasadniczy problem z homofobią jest taki, że homoseksualista nie przejawiający skłonności przestępczych, nie stanowi żadnego zagrożenia dla heteroseksualisty. Żaden członek ruchu LGBT będąc przy zdrowych zmysłach nie zasugeruje na poważnie, że przeciwnicy homoseksualizmu rzeczywiście cierpią na zaburzenia lękowe. No, chyba, że nie jest przy zdrowych zmysłach. Co do mowy nienawiści, oczywiście nie wolno nam akceptować nigdy i w żadnej postaci nawoływania do popełnienia przestępstw przeciwko życiu, wolności i mieniu innych osób. Jeżeli zatem ktoś skanduje, że „gejów trzeba palić na stosach”, dopuszcza się przestępstwa. To rozwiązuje kwestię „mowy nienawiści”. Nie jest jednak nią nic ponadto! Jeżeli ja napiszę, że uważam homoseksualizm za chorobę, zjawisko szkodliwe społecznie, niemoralne i ohydne, jak w istocie uważam, to nie można nazwać tego mową nienawiści. Nie kieruję się bowiem nienawiścią, lecz jedynie moimi subiektywnymi odczuciami, które są moją prywatna sprawą. Mam także pełne prawo do wyrażenia tych subiektywnych przekonań tak długo, jak nie naruszam niczyich praw włąsności ani niczyjej wolności osobistej. Analogicznie oczywiście, członkowie ruchu LGBT mają pełne prawo krytykować mnie, uważać, że się mylę, że jestem zacofany, nie dość „postępowy” czy nietolerancyjny. Jednak ani oni nie mają prawa zakazać mi takim być, ani ja nie mam prawa zakazać im nie-tolerowania mnie. Nie zmienia to faktu, że żadna ze stron nie może użyć przemocy wobec drugiej, ani bezpośrednio, ani za pośrednictwem aparatu państwa.
Tak przynajmniej być powinno w świecie prawdziwie wolnym, w społeczeństwach i państwach szanujących prawo naturalne. Niestety obserwujemy obecnie trend do ograniczania wolności wypowiedzi w stronę penalizacji krytyki homoseksualizmu. Jest to zjawisko równie niebezpieczne, co penalizacja homoseksualizmu i wynika z upolitycznienia debaty publicznej oraz prawodawstwa. Życzyłbym sobie zatem, aby jednoznacznie wyeliminować polityków i prawodawców z debaty na temat homoseksualizmu i wszelkich innych kwestii społecznych najlepiej. Tylko wówczas, oraz anulując masę szkodliwego, totalitarnego prawa, możemy podążyć ku prawdziwemu postępowi i wolności, która jest możliwa jedynie „od” a nie „do”, oraz jest osiągalna jedynie dla jednostek w ramach indywidualnych przekonań i wartościowań, a nigdy dla kolektywów w ramach narzucanych odgórnie norm i zakazów. Tego sobie i czytelnikom życzę.
Pingback: Czy “homosie” powinni mieć prawa? | ANTISTATE
A co z kwestią adopcji dzieci przez pary homoseksualne? Na pewno napiszesz, że coś takiego powinnyśmy zostawić również poza debatą publiczną i regulacjami prawnymi. Aczkolwiek zagrożenie psychologiczne, dla dziecka, gdzie nie ma wyraźnego podziału na matkę i ojca, zawsze istnieje. Jak i dla tradycyjnego modelu rodziny, monolitu każdego społeczeństwa. O przyroście naturalnym nie wspomniawszy. Jak para mężczyzn, czy kobiet chce mieć zalegalizowany związek małżeński, to ok. Wolność osobista, ponda wszystko. Tylko by mi media nie narzucały tego trybu życia na każdym kroku, bo wtedy na samo słowo „homo” nóż mi się w kieszeni otwiera. Jak coś we mnie budzi niesmak, to będzie już budzić. I żadna propaganda tego nie zmieni. Ja moralnie takich relacji akceptować nie będę. Jest to obrzydliwe, niemoralne i zakrawa na czystą kpinę z człowieczeństwa. Zgodzę się jednak, ze mój pogląd, to moja osobista sprawa i na pewno nikomu tego poglądu nie będę narzucał i homoseksualistom krzywdy czynić nie będę.
Co do pytania. Jak Ty osobiście widzisz kwestię rodzin homoseksualnych? Uważasz, że powinniśmy być tolerancyjni do tego stopnia? Dostrzegasz jakieś zagrożenia związane z adopcją dzieci dla homoseksualistów? Bo ja na samą myśl dostaję paraliżu… Obrzydzenia zresztą również.
Adopcja budzi mój instynktowny sprzeciw, oraz wątpliwości moralne, tak jak u Ciebie. Jednak ostatecznie muszę uznać ją za dopuszczalną z tym zastrzeżeniem, że jeśli sa dwie pary – homo i heteroseksualna, pierwszeństwo powinna mieć ta druga, jeśli są to tak samo troskliwi i godni zaufania ludzie. Można argumentować i ja również dostrzegam te argumenty i częściowo się z nimi zgadzam – że homoseksualna para dwóch tatusiów czy dwóch mamuś nie zapewni dziecku właściwej opieki, oraz wzorców relacji między płciami. Brak matki uniemożliwia lub utrudnia rozwój sfery emocjonalnej dziecka, brak ojca zaś źle wpływa na inne jego cechy i umiejętności. Ale nie zmienia to faktu, że np. zgadzamy się na adopcję przez samotne kobiety i (rzadziej, ale pewnie i to się zdarza) samotnych mężczyzn. Tu też musiałbyś się sprzeciwić, że przecież brak odpowiednich wzorców itd. Czy zatem odbierzesz też prawo do adopcji samotnym osobom? Z zakazywaniem jest ten problem, że nie wiadomo, kiedy następuje granica rozszerzania zakazów, a najczęściej jest ona w nieskończoność odsuwana i zakazy mnożą się coraz dalej i dalej. Myślę, że wolny rynek najlepiej zadba o dobre, prywatne ośrodki adopcyjne, które nie będą kierowały się kwestiami politycznymi, ale dobrem klienta – czyli dziecka i rodziców je adoptujących. Dlaczego zadba, aby znaleźć dziecku naprawdę dobrych, porządnych, odpowiednich rodziców? Bo po latach dziecko skrzywdzone przez złych, zwyrodniałych czy nienormalnych rodziców może pozwać taką placówkę opiekuńczą i uzyskać gigantyczne odszkodowanie, a co gorsza – zniszczyć jego reputację na rynku. Wówczas nie będzie się dzielić rodziców na homo i heteroseksualnych, ale na dobrych , odpowiedzialnych i troskliwych oraz na złych i nieodpowiednich. Obecnie zaś, w państwowym systemie, urzędnikom nie zależy, bo są bezkarni, a odszkodowanie i tak wypłaca państwo… z pieniędzy podatników.
Poza tym: zakazując homosiom adopcji, musiałbyś także, konsekwentnie, zakazać im in vitro. Jak daleko chcesz iść z tym zakazywaniem? Rozumiem, co budzi Twoje wątpliwości – ja też wolałbym, aby każde dziecko miało mamę i tatę i to heteroseksualnych, ale w sytuacji wyboru: ośrodek opiekuńczy albo homoseksualni rodzice, lepsze jest to drugie. Nie ulega jednak wątpliwości, że ceteris paribus jeszcze lepsi są heteroseksualni rodzice.
Ale nie zapominaj, że samotna heteroseksualna matka, czy samotny heteroseksualny ojciec mogą znaleźć odpowiednich dla siebie partnerów, by zapewnić swoim dzieciom odpowiednie życie rodzinne. Najlepsze dla ich osobistego rozwoju. Ale oczywiście, wszędzie mogą zdarzyć się wszelkiej maści patologie. Jednak mówimy tu o adopcji, gdzie weryfikacja potencjalnych rodziców (pod kątem ich majętności, karalności, relacji) jest szczególnie ostra. A
zagrożenie ze strony rodziców tej samej płci, widzę pod kątem gejowskiego lobby. Które za nic ma w sobie wartości rodzinne i propaguje rozwiązłość seksualną. Wśród osobników tej samej płci. Co cały czas powoduje mój moralny sprzeciw.
Mógłbym napisać, że nikt, ani Ty ani ja, ani dyrektor ośrodka adopcyjnego, ani tym bardziej państwo nie wie, co jest „najlepsze dla (…) osobistego rozwoju” dzieci. To kwestia wysoce indywidualna. Ale posądziłbyś mnie o zbytni subiektywizm. Co do lobby gejowskiego – byłbym cholernie ostrożny w dawaniu dzieci pod opiekę członków LGBT, ale wątpię, czy takie szumowiny biegające z wibratorami po ulicach akurat adoptują dzieci – myślę, że raczej nie to im w głowach na szczęście. Poza tym rozwiązłe życie, zmienianie partnerów i ogólnie zła opinia środowiska byłaby odpowiednią przesłanką dla dyrektora ośrodka adopcyjnego, aby odmówić parze homoseksualnej adopcji – tak samo jak i heteroseksualnej.
„Zatem państwo nie może decydować o tym, czy dwóch mężczyzn może lub nie angażować się w zachowania homoseksualne” – a co z przypadkiem dwóch kobiet? 😉
A poważnie, to krótko, mało, taki temat a tu tylko parę wierszy tekstu? Nie postarałeś się, dzieciaku. Pokpiłeś ten temat. Samoposiadanie musisz opisać nie każdy czytelnik jest libertarianin!
Naprawdę mało się starałeś gdzie wyjaśnienie dlaczego niby „oni nie mają prawa zakazać mi takim być, ani ja nie mam prawa zakazać im nie-tolerowania mnie” – a może ja powiem, że oni mają, a Ty nie masz? Albo odwrotnie – Ty masz oni nie? Co wtedy? Ja oczywiście wiem, czemu napisałeś to co napisane, ale czytelnicy nie muszą wiedzieć co to jest libertariańska nieagresja. Zdradzę Tobie sekret – większość nie będzie wiedziała i pomyślą że Ty sobie to wszystko wymyślasz sam.
No i rozczarowuje brak przypisów u dołu tekst napisany na kolanie.
I zastanawia mnie jedno czy nie jesteś agentem wpływu Gazety Wyborczej 😉 niby tak rzekomo nienawidzisz jednakże co drugi odsyłacz odsyła do tej Gazety Wyborczej. 😉
Samoposiadanie napewno opiszę, tak samo jak aksjomat nieagresji i inne terminy wywodzące się z myśli libertariańskiej – ten artykuł nie jest miejscem ku temu. Zmieniłby się zresztą w elaborat na kilka tysięcy znaków, a to nie było moim celem. Z czasem podlinkuje na pewno te pojęcia do artykułu, który powstanie w przyszłości. Póki co wezmę sobie do serca Twoje uwagi i podlinkuje do jakichś definicji czy artykułów zewnętrznych, bo jak piszesz, nie każdy wie, co to za pojęcia 🙂
Artykuł nie był pisany na kolanie, bo kabel nie pozwala mi na nim położyć klawiatury 😉 A serio, to po co miałbym jakieś przypisy na dole dawać? Homoseksualizm nie interesuje mnie na tyle, abym czytał o nim książki 😛
Co do Gazety Wyborczej – kurcze, rozgryzłeś mnie! 😉
Agent wpływu na wordpressie! Czyżby byłbyś wtyką FSB? 😀
No lepiej napisz swój artykuł ale ze źródłami i cytatami o tych pojęciach zawsze tak jest lepiej niż żerować na cudzych tekstach. Poza tym uważaj żeby nie popaść w pułapkę przewagi ilości nad jakością – pisz mniej ale lepiej.
Linki dodane. Swoja drogą, ze zdumieniem odkryłem, że hasło „private property” nie posiada swojego polskojęzycznego odpowiednika! Wiele to mówi o mentalności naszego narodu…
Rafał, jak to nie rozumiem co masz na myśli – private property to własność prywatna.
Tekst wyborny, nie za długi i nie za krótki. Uwielbiam czytać żelazną logikę. Keep it up!
W sensie – „private property” nie posiada polskojęzycznego odpowiednika na Wikipedii 😉 Aż dziw, że nikt takiego hasła nie stworzył po polsku.
No to do dzieła młody!