Czy libertarianie mogą korzystać z państwa?

Napotkałem ciekawą próbę polemiki między dwoma libertarianami dotyczącą stosunku wolnościowców do państwa, a ściślej do korzystania przez nich z usług państwa. Kwestia dotyczy poglądu na to, czy libertarianin może korzystać z usług państwa. Jakub Wozinski postuluje, że jest to niemoralne, natomiast Damian Kubiak przeciwnie – sugeruje, że libertarianie mają pełne prawo odebrać od państwa to, co zostało im przez nie wcześniej zagrabione. Obaj mają po części rację, przychylam się jednak do stanowiska pierwszego, zgodnie z którym, libertarianin nie powinien korzystać z usług państwa, o ile tylko jest to możliwe. Poniżej przedstawię wyjaśnienie swojego stanowiska.

Państwo jest instytucją postępującą niemoralnie, gdyż dopuszcza się procederu, który w przypadku osób nie będących funkcjonariuszami państwowymi, byłoby nazwane grabieżą, kradzieżą czy wymuszeniem. Innymi słowy, państwo nakłada na ludzi podatki – daniny identyczne do bandyckich haraczów pobieranych przez zorganizowane grupy przestępcze. Różnica jest taka, że państwo „w zamian” oddaje obywatelowi pewne usługi, nazywane też „dobrami publicznymi”. De facto obywatel jest jednak do korzystania z tych „usług” zmuszany, gdyż w przypadku wielu z nich (wojsko, policja), nie ma możliwości rezygnacji z ich usług, a nawet, jeśli ma (w końcu nie musi zgłaszać na policji, gdy ktoś ukradnie mu samochód lub go pobije) to z opłaty na te „usługi” zrezygnować mu nie wolno. Opłaty są więc przymusowym haraczem. W tym punkcie zgadzamy się wszyscy, Wozinski, Kubiak jak i ja uznajemy podatki za nielegalną grabież.

Państwo część zagrabionych pieniędzy „zwraca” obywatelom w postaci usług, inwestycji w infrastrukturę itp. Niektórzy w tym punkcie stwierdzą, że skoro tak, to wszystko się wyrównuje, państwo i obywatele są kwita i nie ma o czym mówić. Libertarianie do tej grupy oczywiście nie należą. Naszym zdaniem dochodzi do szkodliwej, niesprawiedliwej redystrybucji bogactwa, w dodatku redystrybucja ta zubaża społeczeństwo, gdyż część pieniędzy zostaje zmarnowane na urzędników i polityków, którzy są niepotrzebnymi pośrednikami nie produkującymi niczego wartościowego. Innym zarzutem, który jest bardzo ważny, jest fakt przemieszczania dochodów od jednych ludzi do innych – co jest z gruntu niesprawiedliwe. Ponadto zwykle jest to transfer od jednostek produktywnych i przedsiębiorczych do leniwych i nieproduktywnych. Nawet jednak, gdyby było odwrotnie, pozbawianie kogoś owoców jego pracy i przekazanie ich komuś innemu nie znajduje żadnego usprawiedliwienia.

Mimo to, Damian Kubiak stwierdza, że niebezpieczne jest uznawać, że libertarianin korzystający z państwowych usług, postępuje źle.

„Jest to całkowicie zrozumiałe, trudno bowiem uznać za czyn godny pochwały kradzież. Tu się w pełni zgadzam z Wozinskim. Jednak on idzie dalej i twierdzi, iż ktokolwiek korzysta z dotacji państwa, również postępuje niemoralnie. Ja uważam tego typu tok myślenia za błędny.”

Czy ktoś korzystający z pieniędzy danych mu przez złodzieja, postępuje dobrze? Z pewnością nie. Usprawiedliwić go może tylko brak możliwości wyboru – na przykład małoletni syn złodzieja nie może zrezygnować z jedzenia, bo jest kupowane za skradzione pieniądze. Jednak już dorosły człowiek ma moralny obowiązek pogardzić dobrami pochodzącymi z rabunku lub kradzieży. Analogicznie, libertarianin korzystający z „państwowych dotacji”, postępuje niemoralnie. Nie ma obowiązku korzystania z takich dotacji. Tutaj absolutnie nie zgodzę się z Kubiakiem, piszącym, że:

„Korzystanie z dotacji nie jest w moim odczuciu czymś niemoralnym i sprzecznym z etyką wolnego rynku.”

Nic bardziej mylnego. Wolny rynek polega na dobrowolnej wymianie dóbr i usług, natomiast państwowe dotacje polegają na przymusowym transferze pieniędzy od jednej grupy osób do innej grupy. Powiedzieć że dotacje państwowe i wolny rynek nie stoją w sprzeczności, to jak stwierdzić, że pacyfizm i bombardowanie cywilnych obiektów nie stoi w sprzeczności. Kubiak argumentuje w obronie swojej tezy stwierdzając, że przecież obywatele mają prawo odebrać to, co państwo wcześniej im niesprawiedliwie zabrało.

Owszem, jest jak najbardziej słusznym, aby A okradziony przez B, mógł odebrać B to, co ten mu ukradł. Także wtedy, gdy B okradł A przy pomocy bandziorów nazywających siebie „urzędnikami skarbowymi”.

Problem polega na tym, że państwowe usługi i dotacje trafiają najczęściej nie do tych, którzy najwięcej na nie płacą. W systemie państwowej redystrybucji, istnieje tylko niewielka grupa beneficjentów netto, którzy wychodzą na plus. Cała reszta to płatnicy netto, którzy oddają do wspólnej kasy więcej, niż zyskują. W przeciwnym wypadku system zawaliłby się z powodu braku środków – nie można dać obywatelom więcej, niż się im uprzednio zabierze.

Ponadto podejście zaproponowane przez Kubiaka osłabia postulaty wolnościowe. Sugerowanie, że korzystanie z usług państwa jest konieczne tylko wprowadza zamęt i podważa wiarygodność środowiska libertarian, na co zwraca wyraźnie uwagę Wozinski w swojej krótkiej obronie. Zdecydowanie zbyt krótkiej moim zdaniem i skupiającej się na najmniej ważnym aspekcie problemu.

Szkoda, że nie rozwinął raczej kierunku, który nakreślił w tym zdaniu:

„Natomiast istnieje całe mnóstwo branż i rynków, na których jest względna wolność i dlatego warto pokazywać innym, że my, libertarianie szanujemy własność.”

Otóż to! Wszędzie tam, gdzie państwowy przymus nie podcina nam nóg i gdzie możemy unikać kontaktu z państwową bandą złodziei i rabusiów, należy to robić. Korzystajmy z niepaństwowych alternatyw dla służby zdrowia,  ubezpieczeń, ochrony, transportu, szkolnictwa itp. Korzystanie z państwowych usług tylko daje etatystom argumenty przeciwko naszemu stanowisku – mogą powiedzieć, że państwo jest potrzebne, skoro nawet libertarianie leczą się w publicznych szpitalach, posyłają dzieci do publicznych szkół, czy uczelni. Będzie to oczywiście przewrotna i zafałszowana retoryka, ale nie jest to dla nas zbyt dobrym pocieszeniem. Oczywiście nie każdego z nas stać na to, aby za każdym razem uciec od państwowej „usługi”, zwłaszcza, gdy pomyśli o tym, że już i tak za nią zapłacił w podatkach. Dlatego czasem decydujemy się korzystać z nawet tych najgorszych usług państwa – nie mogąc pozwolić sobie na podwójne płacenie za luksus otrzymania dobrej jakości, prywatnych usług. To, że chcąc korzystać z usług prywatnych dobrej jakości, musimy jednocześnie i tak zapłacić za ich upośledzone, publiczne imitacje, jest największym dramatem każdego agorysty. Nie jest to naganne, jeśli faktycznie jesteśmy pod kreską, obrabowani przez fiskusa i z ciężkim sercem korzystamy z tego, co nam przymusowo wciskają.  Tutaj stanowisko Damiana Kubiaka jest w pełni zrozumiałe i trudno się z nim sprzeczać. Zresztą Wozinski też się z nim zgadza w tej kwestii:

„(…)my, libertarianie, żyjemy w obozie koncentracyjnym stworzonym przez państwo i nie mamy wobec pewnych rzeczy wyboru (chodniki, woda, koleje itd.).”

Czysta kalkulacja ekonomiczna czasem wyklucza luksus bojkotowania państwa. Jednak nie możemy pozwolić sobie na mówienie, że korzystanie z „dotacji” od rządu jest moralnie w porządku! Nie jest – może być co najwyżej desperacką reakcją na państwowy ucisk. Jest to jednak reakcja, która nie poprawia naszych perspektyw na przyszłość, nie przerywamy bowiem zaklętego kręgu redystrybucji, jak zauważa Wozinski:

„Można przecież sobie wyobrazić sytuację, w której mamy na świecie 100% osób deklarujących libertarianizm, a mimo to panujący komunizm. Dlaczego? Bo wszyscy libertarianie mówią, że można kraść zagrabione, ale nikt nie chce przestać.”

To, co naprawdę powinno nas interesować, jeśli chcemy myśleć o wolności i budowaniu społeczeństwa libertariańskiego, opartego nie na przymusie i redystrybucji, ale na dobrowolności i prawie własności, to jak nie pozwolić państwu nas okradać, a nie to, jak odebrać to, co państwo już nam ukradło. Tylko demontując państwową machinę grabieży poprzez konsekwentne unikanie jej chciwych macek, propagowanie libertariańskiej idei wśród ludzi, obnażanie państwowej nieudolności i szkód, jakie państwo generuje w gospodarce i społeczeństwie, pozwoli nam rozwiązać problemy, które trapią Jakuba Wozinskiego, Damiana Kubiaka i innych libertarian. Usprawiedliwianie pasożytowania na innych obywatelach poprzez wysysanie z aparatu państwowego ile tylko się da, nie przybliży nas ani trochę do celu. Państwo na tym właśnie opiera swoją potęgę i swój magnetyzm wśród mas, że oferuje każdemu nadzieję na okradzenie wszystkich pozostałych członków społeczeństwa przy naiwnej wierze w to, że samemu dołoży się do wspólnego worka mniej, niż się wyciągnęło. Innymi słowy, państwo to system, gdzie A stara się okraść B i C, B grabi A i C, a C pasożytuje na A i B. W ostatecznym rozrachunku wszyscy oni tracą, a zysk ponosi tylko samo państwo i służący mu urzędnicy i politycy, którzy czerpią dochód kosztem całej reszty i nic nie dokładają.

Celem libertarian powinno być więc nie zastanawianie się, czy powinniśmy jak najwięcej z tego systemu ukraść, aby chociaż wyjść ostatecznie na zero, lecz dążyć do osłabienia tej machiny, jej skompromitowania w oczach społeczeństwa i ostatecznie delegalizacji. Nie osiągniemy tego celu stwierdzając, że skoro zapłaciliśmy podatek, to jest okej, jeśli skorzystamy z dotacji od państwa. Należy mówić: ludzie, nie płaćcie podatków! Nie kupujcie bonów skarbowych! Nie zatrudniajcie się na umowę o pracę i nie płaćcie ZUS! Nie głosujcie na złodziei i bojkotujcie państwo na każdym kroku! Nie szanujcie urzędów i ich pracowników, ignorujcie polityków i wspierające ich media. Tylko wówczas możemy nazywać się wolnościowcami.

I tak, wstydzę się tego, że korzystałem z różnych usług państwa, wstydzę się, że sądziłem kiedyś, tak, jak Damian Kubiak, że moim celem powinno być odebranie z państwowej kasy jak najwięcej, w obronie na grabież z jego strony. I zrobię wszystko, aby mieć z państwem jak najmniej do czynienia, aby oddać mu jak najmniej moich pieniędzy, aby jak najbardziej je osłabić.

5 odpowiedzi na „Czy libertarianie mogą korzystać z państwa?

  1. Sjb Bjs pisze:

    Tramolenie w bambus jak to powiedziała kiedyś wielka złodziejka:P
    Pieprzycie straszne bzdury tak sobie teraz stwierdziłem. Towarzysze żadna z dróg jaką prezentujecie nie jest właściwą drogą. Dlaczego? A to dla tego że moloch co byście nie zrobili zdepcze to ustawą. Jedyna droga to siłowe przejęcie władzy (do czego nie zachęcam oczywiście bo mi nie wolno z ustawy 😉 a nawet jak by mi było wolno…. tooooo… nie powiem ja tylko teoretyzuje. Nie nie terroryzuje …) Nikt nie powie ooo drogi narodzie skoro nie chceta naszych usług to nam przykro macie wolność… o proszę trzymajta. Libertarianizm to piękny sen i mógł by się sprawdzić jedynie wtedy kiedy społeczeństwo niewolników otrzymało by w darze od kogoś świadomość swojego położenia. Czyli zostaje wam na początek propaganda. Społeczeństwo musiało by się wtedy nie dać przekupić obietnicami wystraszonego rządu no i oczywiście ktoś do wolności wcześniej musi ich przekonać. Tak więc życzę powodzenia prędzej karaluchy przejmą władzę nad światem niż libertarianie za stymulują do działania większą ilość szarych komórek niż pracuje teraz u ludzi. Nie wiem może jakąś sektę otwórzcie i im wpajajcie wolność do głowy podczas medytacyjnego transu 😀 Ogólnie rzecz biorąc nie widzę szans na libertarianizm w tym kraju. Ludzie nie chcą wolności, ogłupia ich system edukacji, ogłupiają ich media, ogólnie są debilami. (nie wszyscy, ale nie wszyscy nie zmienią świata do tego jest potrzebne zbiorowe działanie, większość).

    Umowa o pracę? Dlaczego nie? Skoro nie widzę szans na libertarianizm w Polsce muszę myśleć o swojej przyszłości. Na zlecenie więcej wcale nie zarobię po prostu mój pracodawca nie będzie za mnie płacił składek. Skoro mnie zachęcił umową taką do pracy dla czego nie mam jej przyjąć? Bez sensu postulat. Gdybym n ie korzystał z tego i innych usług państwa za które płace nie był bym moralnym libertarianinem tylko ekonomicznym debilem. Moim obowiązkiem jako małego podmiotu w machinie wyzysku jest wyjść jak najwięcej i nie trafić przy tym za kratki, czyli nie łamać prawa i zarabiać jak najwięcej. Postulujecie o wolny rynek a tym czasem zabraniacie ludziom bycia przedsiębiorczymi (albo ich zniechęcacie), jak oni mieli by sobie poradzić w wolnym rynku takie szaraczki jak ja? No właśnie brak pomysłów, brak projektów przejścia ze stanu obecnego na inny, brak pomysłu jak ludzi zaadoptować do nowej sytuacji do nowych warunków.

    Nie korzystać z systemu to już chyba było powiedziane że większość ludzi ledwo wiąże koniec z końcem nawet mimo tego że pracują a nazywanie ich złodziejami albo pośrednikami w kradzieży czy coś w tym stylu do debilizm brak wyobraźni i nieznajomość życia. <– tak tylko pisze bo ktoś powiedział już że niektórzy nie mają wyjścia jak korzystać.

    Wstydzisz się że korzystałeś z usług państwa? JA się wstydzę przed samym sobą ze żyję na planecie gdzie codziennie człowiek drugiemu robi krzywdę. Morderstwa gwałty ludobójstwa. Plaga głodu. I nic nie mogę z tym zrobić nie pstryknę palcami i nie zmienię świata mimo tego że to wszystko dzieje się można powiedzieć że na moich oczach jak i zresztą każdego. Nie mam takiej mocy a ty nie masz mocy aby pstryknięciem zmieniać ustroje w państwach dla tego nie masz się czego wstydzić. Bo to by była tragedia jak wstydził byś się z tego ze korzystałeś z państwowych usług a nie tego że nic nie robisz w sprawie mordowanych ludzi np. przez reżim Korei Północnej. Ale co kraj to ma inny wewnętrzny problem społeczny.

  2. vinieq pisze:

    Jezeli obiekt A kradnie cos od obiektu B to obiekt B ma pelne prawo odebrac co jego. To wynika przeciez z aksjomatu ieagresji – podstawy libertarianizmu. Posluze sie cytatem nawet – Ayn Rand

    „Koniecznym warunkiem cywilizowanego społeczeństwa jest rezygnacji z użycia fizycznej siły w stosunkach społecznych. […] W cywilizowanym społeczeństwie siły można użycie jedynie w odwecie i jedynie w stosunku do tych, którzy zainicjowali użycie przemocy.”

  3. argothiel pisze:

    Moim zdaniem to nadmierne komplikowanie sprawy. Operujmy na prostych modelach: jest herszt bandytów w wiosce, co każdemu zabiera siłą połowę jego dochodów. Jak się do niego napisze pismo, to zwróci część tych pieniędzy. Jeśli się nie napisze pisma – rozda nasze pieniądze innym.

    Czy pisanie pisma i proszenie się o własne pieniądze jest konstytuowaniem władzy herszta? W pewnym stopniu tak. Pod pewnymi względami lepiej by było powiedzieć: zabrałeś moje pieniądze, to mam cię gdzieś. Gardzę tym, że chcesz mi część pieniędzy zwrócić.

    Ale moim zdaniem bardziej skuteczne będzie jednak zażądanie zwrotu – tak, by redystrybuowana do innych była mniejsza część naszych pieniędzy. (A oprócz tego walczenie o obalenie herszta) Dopóki dotacje od państwa nie przekraczają tego, co zostało nam zabrane, mamy prawo żądać zwrotu naszych pieniędzy. Każdym sposobem.

    Jeszcze pozostaje aspekt – przy jakiej wysokości podatku dopuszczalne jest żądanie ich zwrotu. Załóżmy, że herszt zabiera nam wszystkie pieniądze. Jeśli napiszemy pismo, zwróci nam 50%. Czy dalej jest niedopuszczalne pisanie wniosku o dotacje? A przy zabraniu 90%? Ile wynosi granica? Limit opisany w artykule, że „dopóki możemy przeżyć, nie powinniśmy się upominać o nasze pieniądze” mnie nie przekonuje.

    • rafaltrabski pisze:

      Z tym, że mamy pełne prawo odebrać od państwa usługi za tyle ile nam to państwo zrabowało przedtem w podatkach, nie polemizuje – to oczywiste. Problem w tym, że każdy kombinuje, jak by tu dostać od państwa więcej, niż włożył – a więc, jak by tu okraść współobywateli. A całe grupy ludzi w ten sposób po prostu żyją – na koszt państwa, czyli innych Polaków. To zaś sprawia, że państwo może głosić, że jest potrzebne, obiecując pasożytom, że coś im da. Dlatego lepiej doradzać libertarianom aby zmniejszali swój wkład do budżetu, unikali podatków, mandatów, opłat skarbowych, kupowania obligacji itp. aby nie dać się państwu ograbić i nie musieć niczego od państwa odbierać. A wymienione przez Damiana Kubiaka dotacje są już przykładem ewidentnego wykorzystywania państwowej kradzieży dla własnej korzyści – jeśli biznesmen bierze dotacje na działalność gospodarczą, to okrada innych podatników. Jako libertarianin, nie mogę uznać takiej praktyki za dopuszczalną i chwalebną.

  4. kaawa pisze:

    Dodałbym jeszcze kupowanie żywności na wsi prosto od rolnika, nie oczekując, że zaoferuje nam cenę 30% ceny w hipermarkecie, ale za podobną cenę.
    Piszesz nie dać się Państwu ograbić – nie płać mandatów, nie kupuj obligacji, unikaj podatków – a przykład Cypru i USA/EUR nic Ci nie podpowiada? Nie zapłacisz odpowiednio dużo, to Państwo i tak się zadłuży i potem utnie obywatelom z konta, aby się ratować. Nie będzie odpowiednio dużo podatków, to Państwo dodrukuje co mu brakuje i samo kupi sobie swoje obligacje. Chore czasy, a jednak niewiele możemy na ten temat zrobić.
    Nie zatrudniać na umowę o pracę – gorszej głupoty nie słyszałem. Jestem zatrudniony na umowę o pracę na pełną kwotę w korporacji. Dzięki umowie takiej mam większą pewność, że nie polecę z dnia na dzień jak coś się pogorszy. Mógłbym poprosić o umowę o zlecenie/dzieło, ale w razie zmian w dziale byłbym pierwszy do odrzutu, niezależnie jak dobry jestem – z góry widać tylko liczby. Nie zgodzę się więc, że zatrudnianie na umowę o pracę to coś złego, czy będę zarabiał 2000 PLN, 5000 PLN czy 10000PLN, firma i tak nie poczuje tej różnicy w milionowych strumieniach pieniędzy. Może w mniejszych firmach jest inaczej, ale niestety nie ma u nas poszanowania dla stałych pracowników i na umowie śmieciowej łatwiej jest zostać zastąpionym kimś tańszym z dnia na dzień, niż na umowie o pracę.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s