Czy człowiek ma prawo popełnić samobójstwo?

              Samobójstwo to czyn budzący powszechny niesmak, niechęć i szeroko potępiany. Dawne porządki prawne, będące pod przemożnym wpływem religijnego ucisku kościoła katolickiego a następnie arogancji prawa pozytywnego, karały samobójców oraz niedoszłych samobójców – tych ostatnich niekiedy nawet po odratowaniu karano… śmiercią! Jak za próbę zabójstwa. Karano nawet niekiedy członków rodzin samobójców (przepadek ich mienia), co jest wyrazem nie tylko rażącej niesprawiedliwości, lecz też debilizmu. Nie można bowiem rozsądnie mówić o działaniu prewencyjnym sankcji wobec bliskich samobójcy – gdyż ktoś, kto i tak chce się zabić, raczej nie przejmie się losem krewnych po swojej śmierci.

 Katolicki kościół tradycyjnie był zawsze wrogiem samobójstwa, traktując je jako ciężki grzech przeciwko dziełu bożemu. Jeżeli uzna się, że życie ludzkie jest czymś w rodzaju „boskiego daru” to trudno dziwić się postawie katolika, który stanowczo odrzuca prawo innego człowieka do odebrania sobie życia – przecież jest to wystąpienie przeciwko bogu! Wolałbym jednak w dyskusji o samobójstwie i prawie do niego poruszać się z dala od dogmatów, myślenia magicznego odwołującego się do nakazów religijnych i istot nadprzyrodzonych, zważywszy na fakt, że życie cudem jest, ale raczej cudem fizyki, chemii i biologii i nasze istnienie zawdzięczamy raczej nieubłaganym prawom selekcji naturalnej, oraz egoizmowi cząsteczek DNA nieustannie replikujących się od milionów pokoleń, od stadia pierwszych komórek w chemiczno-biologicznej pra-zupie, poprzez stworzenia morskie, prymitywne ssaki aż po współczesną różnorodność z ludźmi – jako jedną z odmian kombinacji genetycznej – włącznie. Kiedy przestajemy mieszać w dyskusję o prawie do samobójstwa i prawach w ogóle religijne dogmaty oraz czynniki nadprzyrodzone, na drodze do uzyskania odpowiedzi satysfakcjonującej człowieka ceniącego wolność staje paradoksalnie ideologia liberalna. Mowa tu oczywiście o liberalizmie w jego współczesnej, skrzywionej postaci, wywodzącej się raczej z krwawej rewolucji francuskiej, niż tradycyjnej wolności jakże cenionej choćby w Konstytucji USA.

Pozornie panuje tu sprzeczność – jak liberalna ideologia może stać w sprzeczności z wolnością?

Nie jest to dziwne w kontekście funkcjonowania lewicowego klimatu intelektualno-moralnego panujące go we współczesnych, pseudo-liberalnych społeczeństwach zachodnich. Socjaldemokratyczne społeczeństwa rozumieją wolność w sposób bardzo specyficzny – wolność nie jest tu własnością jednostki i to nie jednostka decyduje, w jakich dziedzinach życia może być wolna i jak z tej wolności może korzystać, lecz decyzja ta należy do ogółu, do społeczeństwa, a w praktyce – do władzy politycznej. W ten sposób rzekomo „liberalne” społeczeństwa oddają politykom prawo do decydowania, co wolno komu robić, zrzekając się w imieniu jednostek z prawa do samostanowienia. Juz nie wrodzone prawo przynależne człowiekowi daje mu jego swobody, lecz gwarantuje je zgoda społeczeństwa, a raczej rządowy dekret czy ustawa. W takich warunkach łatwo o to, aby grupa osób wcale nie będących reprezentantami najpowszechniejszych poglądów w społeczeństwie, ale za to najbardziej obrotna i krzykliwa, potrafiąca najskuteczniej zawierać układy z rządzącymi i wpływać na ich decyzje, wpływała na to, co będzie dozwolone a co nie. Starczy powiedzieć, że nawet, gdyby znacząca większość społeczeństwa powszechnie uznała jakąś czynność za szkodliwą i niebezpieczną – na przykład przesiadywanie pod drzewami podczas burzy z piorunami – nikt nie ma prawa zabronić innej osobie, o ile jest ona świadoma wiążącego się z tym niebezpieczeństwa, pod drzewami w czasie burzy przesiadywać. Trudno zgodzić się, aby powszechna zgoda społeczeństwa, że jakaś aktywność jest szkodliwa dla jednostki, wystarczyła aby jej tej aktywności zabronić. Tak właśnie jest z samobójstwem.

Chociaż samo samobójstwo ani jego próby nie są karane, to jednak „liberalne” społeczeństwa skłonne są samobójców lub niedoszłych samobójców piętnować, postrzegać jako chorych, niezdolnych do normalnego funkcjonowania i skrzywionych. Czy wynika to z faktu, że tacy są w istocie, czy może z zupełnie czegoś innego?

Psychologom i psychiatrom należałoby zostawić odpowiedź na pytanie, czy pragnienie uśmiercenia samego siebie jest koniecznie objawem choroby – przynajmniej patrząc na to z punktu widzenia kondycji emocjonalnej jednostki. Moim zdaniem nie ulega jednak wątpliwości, że na pewno istnieją sytuacje, kiedy wybranie śmierci jest jedyną, słuszną i korzystną decyzja dla jednostki – kiedy obiektywnie nie jest ona w stanie żadnymi działaniami poprawić swojej obiektywnie beznadziejnej sytuacji, nie jest ona zdolna w żaden, dostępny w świecie ludzi żywych, sposób się z niej wydostać, gdyż czynniki, które powodują to beznadziejne położenie leża poza zasięgiem jej bezpośredniej kontroli czy nawet pośredniego wpływu. Łatwo możemy tu znaleźć stosowne przykłady takich sytuacji – torturowani więźniowie skazani na wyrok śmierci wybierający szybszy zgon z własnej ręki, osoby cierpiące na nieuleczalne choroby powodujące dotkliwy, ekstremalnie trudny do zniesienia ból itp. Ceniąc wolność naprawdę trudno zgodzić się, aby społeczeństwo miało moralne prawo decydować zamiast cierpiącej obiektywnie beznadziejny stan rzeczy jednostki o tym, czy może ona odebrać sobie życie, czy też nie. Jest więc niesłuchanie wielką pychą, zaskakującym dowodem na ludzki brak współczucia i poszanowania dla innych ludzi to, że społeczeństwa niektórym jednostkom prawa do decydowaniu o swoim życiu i śmierci odbierają. Większości osobom chcącym się zabić odbierają jedynie komfort psychiczny związany z brakiem negatywnej oceny ich czynu. Innym natomiast odbierają w ogóle możliwość jego dokonania. Paradoksalnie znowu – odbierają tą możliwość tym osobom, które skazane się na cierpienie obiektywne, medycznie stwierdzone. Osoby sparaliżowane, cierpiące na bolesne, śmiertelne, lub nie choroby, jako jedyne nie są zdolne zignorować społecznego braku przyzwolenia na samobójstwo i są zależne od cudzej litości. Dlaczego człowiek ma polegać na cudzej litości w kwestii takiej, jak decydowanie o swoim życiu lub śmierci? Dlaczego odbiera się ludziom prawo do dysponowania ich pierwotną, niezbywalną własnością, czyli ich własnym ciałem?

Być może odpowiedzią jest olbrzymia pycha współczesnych liberałów, którzy zaślepieni sukcesem prawa pozytywnego roszczą sobie też pretensje do decydowania o tym, co jest dobre albo co jest złe dla innych osób. Przerażająca jest w tym kontekście wręcz wypowiedź polskiego prawnika: „indywidualne prawo do życia nie wyczerpuje uzasadnienia ochrony życia. Niemniej własnym aspektem tej ochrony jest wartość życia jako dobra społecznego, którym dzierżyciel tego dobra nie ma prawa swobodnie rozporządzać i chociaż samobójca nie realizuje znamion normy sankcjonującej wynikającej z art. 148 § 1, to jednak realizuje czyn naruszający (konstytucyjną – uwaga autora) normę sankcjonowaną nakazującą ochronę każdego życia ludzkiego”[1] Skoro liberałowie uznali, że każdy człowiek ma prawo do życia, to nikt nie może sie go wyzbyć, ani tym bardziej – o zgrozo – poprosić innej osoby, aby mu życie odebrała, jeśli sam nie jest do tego zdolny. Wówczas bowiem jest to czyn przestępczy. Czyli filozofia prosta – chcesz się zabić, zabij się sam. Co z tego, że Ci, którzy cierpią najciężej, często nie mogą zabić się sami. Skąd w ludziach tyle bezczelności, aby wbrew zasadzie primum non nocere, odebrać jednostce prawo do decydowania, co jej szkodzi bardziej – życie, czy śmierć? Jeżeli liberałowie postrzegają się za tak światłych i dobrodusznych, tak otwartych na ludzką odmienność, tak skłonnych do tolerancji, dlaczego nie są skłonni tolerować odmiennego poglądu jednostki na jej własne życie? Czy ktoś, kto nie ceni własnego życia tak, jak ja, ma zacząć cenić je tak, jak ja? Z jakiego niby powodu zakładamy, że to on sie myli, a nie ja? Kwestie zdrowia psychicznego pozostawmy na boku – tym bardziej, że zdrowie psychiczne jest tu kategorią płynną, zmieniającą się na przestrzeni dziejów i odmiennie postrzeganą w różnych kulturach i regionach planety. Pozostając w świecie pozapsychologicznym – co uprawnia mnie, abym zakazał jakiejś osobie przerwać swoje życie, skoro sądzi ona, że to życie jest dla niej mniej wartościowe, niż śmierć? Sprawa staje się ciekawsza, gdy jestem osobą bliską kogoś chcącego się zabić. Wówczas egoizmowi można przypisać niechęć do zgody na samobójstwo jednostki. Jej otoczenie nie chce pozwolić jej ich opuścić, tym samym traktuje jednostkę nie jak autonomiczna osobę, mogącą decydować o sobie, lecz jako narzędzie do zaspokojenia ich potrzeb.

Jeżeli odbieram innej osobie prawo do decydowania o sobie dla spełnienia własnych pragnień względem tej osoby, zachowuję się jak posiadacz niewolnika. Osoba ta bowiem już dawno dokonała kalkulacji i zamiast mnie oraz życia wybrała śmierć. Nie mam prawa jej tego zabronić, nawet pomimo, że mogę spodziewać się cierpienia po jej zniknięciu. Czyż bowiem moje cierpienie jest usprawiedliwieniem dla odebrania innej osobie możliwości zakończenia własnego cierpienia? Jeśli tak, to oznacza, że moje dobro jest ważniejsze od dobra osoby, której zakazuję popełnienia samobójstwa. Tutaj liberał może odpowiedzieć „no dobrze, ale dozwolenie jej na samobójstwo oznaczać będzie analogicznie, że jej osobiste dobro (które ona postrzega jako zakończenie cierpienia, czyli śmierć) jest ważniejsze od dobra osób nie chcących jej śmierci, na to też nie możemy się zgodzić!”. Ponadto, może powiedzieć, że osób nie chcących śmierci jednostki jest zwykle więcej, niz. jedna, zatem samobójstwem narusza ona dobro wielu osób – czy jej dobro jest cenniejsze od dobra licznych osób?

Odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy libertarianina muszę jednoznacznie. Po pierwsze, jedyna osobą mająca prawo decydować o sobie samym, swoim ciele, zdrowiu i życiu, jest jednostka, gdyż to ona posiada pierwotne prawo własności  do siebie samej. Nikt nie może tego prawa jej odebrać, przywłaszczyć w żaden sposób. Nie może tego też uczynić żadna, choćby bardzo liczna grupa osób – chociażby z uwagi na fakt, że jedyne prawo własności, jakie jest niesprzeczne wewnętrznie – to prawo indywidualne. Do jednego dobra prawo własności może w jednym momencie posiadać tylko jedna osoba. Skoro dysponować swoim ciałem może tylko jego właściciel – jednostka pragnąca samobójstwa – nikt inny, niezależnie, czy pojedyncza osoba czy grupa osób, nie ma prawa odebrać jej tej możliwości. W przeciwnym wypadku łamią zasadę o nie-agresji. Gdyby bowiem osoba chcąca się zabić była sprawna i zdolna do dokonania tego czynu samodzielnie, powstrzymanie jej od tego wymagałoby użycia siły fizycznej, przemocy. Jak wiemy, nigdy nie wolno używać przemocy wobec innej osoby, chyba, że jest to przemoc mająca na celu odparcie napaści. Powstrzymywanie osoby przed popełnieniem samobójstwa nie jest w żadnym razie odpieraniem napaści – chyba, że osoba ta chce popełnić samobójstwo wysadzając się w wagonie metra – wówczas jednak powstrzymujemy ja przed dokonaniem współtowarzyszącego morderstwa, nie przed samobójstwem (przynajmniej nie to jest naszym głównym celem) i jesteśmy wtedy uprawnieni do przemocy względem takiej osoby.

No dobrze, ale czy dla libertarianina samobójstwo, które przecież wywoła cierpienie innych osób – bliskich i przyjaciół samobójcy – jest moralnie akceptowalne? Przecież libertariańska wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna nos drugiej osoby. Cóż, dla propertarianina sprawa będzie banalna – nikt ni nic nie może zakłócic jego prawa do samo decydowania o sobie i swoim ciele. Zatem cudza krzywda nie jest przeszkodą w popełnieniu samobójstwa, gdyż wolno propertarianinowi czynić cokolwiek, dopóki działa on w obrębie swojej własności prywatnej – którą co najmniej jego własne ciało jest zawsze. To jednak przypadek skrajny. Umiarkowani libertarianie muszą pogodzić się z dylematem moralnym, który wydaje się zawierać w wyborze między pogodzeniem się ze swoim własnym cierpieniem i rezygnacją z samobójstwa, bądź też skazaniem na cierpienie innych osób i samobójstwem. W tym wypadku, kwestia czysto indywidualnego wyboru jest dokonanie lub nie aktu odebrania sobie życia. Każdy libertarianin musi indywidualnie dokonać bilansu swych wartości i zdecydować, czy bardziej ceni sobie swoją ucieczkę od cierpienia, czy też dobro osób mu bliskich. W tym wypadku żaden z możliwych wyborów nie będzie niezgodny z wolnością jednostki, żaden też nie przeczy regule o nie-agresji ani nie jest sprzeczny z pojęciem własności prywatnej względem samego siebie.


[1] Por. A. Z o l l (red.), Kodeks karny – część szczególna. Komentarz, t. 2: Komentarz do art. 117–277 k.k., Kantor Wydawniczy Zakamycze, Kraków 2006, str. 290.

13 odpowiedzi na „Czy człowiek ma prawo popełnić samobójstwo?

  1. Jeszcze trochę, a będziesz takim antyklerykałem jak Richard Dawkins, twój ulubieniec. Ale tak poza tym, czemu uważasz, że nie wolno stwierdzić, że cierpienie np. 5 osób – członków rodziny – jest większym cierpieniem, od cierpienia 1 osoby – potencjalnego samobója? Wiem trudno liczyć cierpienie w jakichkolwiek jednostkach ale właściwie jest taka jednostka – ilość mg psychotropów jakie musi ktoś zażyć aby nie być nieszczęśliwy i funkcjonować. Wtedy wyjdzie, że 1 osoba wystarczy że zażyje 1 mg jakiegoś psychotropu dziennie, a 5 osób musiałoby zażyć łącznie 5 mg po jego śmierci co dzień. Powiesz, że własność do swojego ciała jest święta? Dlaczego niby? Czyż wchodząc w interakcje, będąc członkami wspólnot, rodzin, grup przyjaciół nie pozwalamy się w pewnym stopniu zawłaszczyć tym osobom? Robimy to najczęściej dobrowolnie, lub bez większego sprzeciwu. Dlaczego mam prawo zabierać innym ludziom siebie – skoro do nich do pewnego stopnia jednak należę – jest to skrajny egoizm to, co tutaj wypisujesz.

  2. rafaltrabski pisze:

    Ha, błąd – Dawkins nie jest antyklerykałem. To tak, jakbyś powiedział, że anarchista jest przeciwnikiem podwyższania podatków. Nie jest – anarchista jest przeciwnikiem istnienia urzędu podatkowego w ogóle! Dawnkins (i ja) nie jesteśmy antyklerykałami – jesteśmy przeciwnikami religii jako takiej.
    Co do własności swojego ciała i wyłączności na dysponowanie nim – uważam, że w żaden sposób nie przekazujemy swoim bliskim ani przyjaciołom nawet części prawa własności do swojego ciała i życia. Po pierwsze – istota prawa własności wyklucza posiadanie jednej przez wiele osób naraz, a pod drugie, gdyby tak było, że oddajemy cześć praw do siebie samych innym ludziom, to mogliby oni ograniczać naszą wolność, albo nawet dysponować naszym życiem. Poza tym, nawet, jeśli inni ludzie mieliby otrzymać częściowe prawo do dysponowania mną (albo przynajmniej do uniemożliwienia mi np. samobójstwa) to czy ich częściowe prawo jest ważniejsze, niż moje – większościowe? Czy zakładasz, że każda z osób (ze mną włącznie!) ma taka samą część własności mnie? To by już zakrawało o absurd. Jeśli zatem tak nie jest, to ja nadal mam większość praw własności i – tak jak w spółce akcyjnej – miałbym prawo do podejmowania decyzji wiążącej pozostałych „akcjonariuszy”. Ale to nadal jest oczywiście absurd, gdyż w istocie nikt w żaden sposób nie nabywa prawa do dysponowania mną – nawet częściowego. Co najwyżej ja mogę dobrowolnie zgodzić się postępować ze sobą samym zgodnie z czyimiś pragnieniami – np. pomagać przyjacielowi w jego pracy, albo sypiać ze swoją ukochaną i nie sypiać z nikim innym. Ale to nadal nie wynika z żadnego „prawa do dysponowania mną” lecz z mojej woli.
    Analogicznie, tylko ja mogę zatem uznać, że nie popełnię samobójstwa, gdyż inni pragną, abym żył. Ale nie wynika to z ich władzy nade mną, lecz z mojej decyzji. Gdzie tu egoizm? Czyż egoizmem – i to powtórzonym pięciokrotnie – nie jest zakazanie mi się zabić przez 5 osób, które chcą, abym żył?

  3. Źle mnie zrozumiałeś: nie chodzi o to, że inne osoby posiadają jakąś „część” innej osoby. To by było niewolnictwo!!! Chodzi o to, że inne osoby posiadają prawo do korzystania z obecności tej osoby tak jak dziecko posiada prawo do opieki i obecności jego matki, bo jest słabe, bezbronne i podatne na czynniki z otoczenia i matka musi je ochraniać. Na tej zasadzie przyjaciele dla zachowania swojego szczęście potrzebują i maja prawo potrzebować obecności kogoś im bliskiego. Relacje przyjaźni i relacje rodzinne powstały obustronnie na skutek obustronnych starań i potrzeb. Troszkę jak taki niepisany kontrakt. Samobójstwo byłoby jakby jednostronnym złamaniem tego kontraktu. osoba jest odpowiedzialna za dobro swoich bliskich i przyjaciół, skoro weszła z nimi w reakcje i sprawiła, że stała się dla nich ważna. Wszystko ma swoja cenę jakby. I należy ta cenę ponosić – na tym polega tez libertariańska odpowiedzialność, czy nie? Pozwalając człowiekowi na samobójstwo wedle jego sumienia, czynisz go zwolnionym z odpowiedzialności za jego przyjaźnie i związki z innymi ludźmi. To trochę egoistyczne.

  4. rafaltrabski pisze:

    Nie czynię go zwolnionym z odpowiedzialności! Właśnie fakt, że, musi on wziąć pod uwagę koszt społeczny i emocjonalny, jaki poniosą jego bliscy i przyjaciele, sprawia, że bierze on na siebie ciężar trudnej decyzji – to wielka odpowiedzialność właśnie dlatego, że człowiekowi WOLNO wybrać śmierć. gdyby mu nie było wolno, to co by to była za odpowiedzialność? Brak wyboru to nie jest żadna odpowiedzialność! Odpowiedzialność zakłada istnienie wyboru! Zakładasz chyba, że człowiek kierujący się tylko swoim sumieniem nie cierpi dodatkowo z powodu krzywdy wyrządzanej bliskim. Ja zaś zakładam, że jest to właśnie czynnik, który może zniechęcać albo nawet całkiem odwieść niedoszłego samobójcę od dokonania swego zamiaru. Na tym właśnie polega tu wolność. Chyba pominąłeś końcówkę mojego tekstu. Tam to było przecież napisane.

  5. Samobojstwo nie tylko nie jest sprzeczne z libertarianizmem ale nie jest sprzeczne także i z egoizmem. To wszak logiczne rozwinięcie oraz radykalniejsza forma tego co grupa Johna Galta uczyniła w „Atlasie Zbuntowanym”.

  6. p.s.nom powiedzmy nie musi lecz może być gdy jest formą buntu jednostek przeciwko czerwonemu zniewoleniu; hipokryzji i urawniłowce NWO..

  7. Marco pisze:

    Mnie interesuje jakie obowiazuja przepisy prawa w Polsce dotyczace samobojstwa. Tzn. Jak uregulowane jest to w Kodeksach, jakie jezt zagrozenie kara dla osoby dokonujacej tego czynu albo jakie srodki prawne mozna stosowac wobec osoby popelniajacej samobojstwo, albo jego odmiany. Odmian i sposobow popelnienia tego czynu jest przeciez dosc duza ilosc?

    • rafaltrabski pisze:

      Sam w sobie akt samobójczy nie jest obwarowany żadną karą ze strony naszego lokalnego aparatu terroru 😉 Problemem są tylko przypadki, gdy próba samobójcza zagraża życiu, zdrowiu lub mieniu innych osób, ale tu nie ma zatem różnicy między samobójstwem a każdym innym czynem, który by takie zagrożenie wywoływał. Jedyne, co może grozić samobójcy to przymusowe skierowanie na oddział psychiatryczny po próbie samobójczej, o ile w szpitalu stwierdzi się, że pacjent stwarza zagrożenie dla innych ludzi i/lub siebie.

      Szerzej o samym prawnym taktowaniu samobójstwa (nie tylko w Polsce):
      https://doradztwopab.wordpress.com/2013/03/03/samobojstwo-we-wspolczesnym-prawie-karnym/

  8. Karolina pisze:

    No nie , bez jaj:-) Samobojstwo jest jak dezercja z pola walki. Przynajmniej osoby o poglądach wolnościowych trzeba ratować przed kapitulacją. Ale gdybym miała ratować samobójcę sama to zrobię, bez angażowania aparatu terroru. Na otrzeźwienie dam w twarz i powiem , żeby stawał do walki a nie uciekał jak tchórz.

    • rafaltrabski pisze:

      Kapitulacja i owszem. Ale czasem kapitulacja jest najlepszym, co człowiek ma do wyboru. O ile przeciwnik łagodnie traktuje jeńców wojennych, lepiej jest niekiedy skapitulować, niż walczyć do śmierci. Przenosząc tę analogię, czasem nicość po śmierci wydaje się o wiele łagodniejsza i lepsza od cierpienia za życia.
      Zupełnie zrozumiałe jest pragnienie ludzi do ocalenia innych od śmierci – gdyż ci, którzy mają chęć i energię, aby ratować innych są w danej chwili nastawieni pozytywnie do życia i cenią je traktując za najwyższą wartość, a nie brzemię. Najczęściej argumentują, że po wyratowaniu niedoszłego samobójcy najczęściej po jakimś czasie on sam jest wdzięczny za ingerencję osoby ratującej, bo i jego stan psychiczny w końcu ulega poprawie. Jednakże ta argumentacja oznaczałaby, że w sumie dowolny stan psychiczny człowieka – skoro jest tymczasowy – nie daje mu prawa do podejmowania żadnych trwałych decyzji o swoim życiu – wszak kiedyś przecież może się rozmyślić. To taka moja luźna już myśl na ten temat.
      No i życzę Ci abyś nie musiała ratować żadnych potencjalnych samobójców! 🙂

      • Karolina pisze:

        żeby byc wolnym wpierw musisz w ogole byc – taka smutna prawda. Dużo zależy od motywu i tego kto to jest dla ciebie.Wiele osob zabija sie z powodu jakiś kompletnych pierdoł. Ale od tych,ktorych cenisz , zwykle wiecej też wymagasz. Ciężka sprawa w sumie bo to ludzkie działanie skierowane przeciwko samemu działaniu:) Bardziej przemawia jednak do mnie text Evoli na ten temat. tradycjonalizm.net/juliusevola/prawo.htm

      • rafaltrabski pisze:

        Tak, jak piszesz: cieżka sprawa, zwłaszcza w przypadku osó bliskich. Z tym ludzkim działaniem, ocena które jest „ważniejsze” i bardziej „uprawnione” w sensie „moralnie bardziej zasadne” to jest pytanie o kwadraturę koła, jak mi sie wydaje. Polecony tekst z chęcią przeczytam. może coś mi rozświetli w głowie 🙂

  9. anarcha pisze:

    Z tym siedzeniem pod drzewami mógł pan wymyślić coś mocniejszego. Pływanie w jeziorze podczas burzy to zdecydowanie większy hardkor:-)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s