Czy potrzebujemy rządu z jego aparatem policyjnym, podatkowym i sądowniczym? Czy możliwe jest funkcjonowanie społeczeństwa bez państwowego monopolu na stosowanie przemocy? Ludwig von Mises uważał, że taki monopol jest potrzebny, gdyż według niego „Rząd powinien robić ty wszystkie rzeczy, dla których jest potrzebny i dla których został ustanowiony.”. Takie postawienie sprawy od razu wywołuje dwie wątpliwości: po pierwsze – co to znaczy, że „rząd jest potrzebny do czegoś” i czy oznacza to także, że jest „niezbędny” – po drugie zaś, czy istotnie rząd został ustanowiony do pełnienia funkcji, jakie przypisuje mu Mises? Funkcje te to według niego ochrona „obywateli przed gwałtownymi i oszukańczymi przestępstwami” i „kraju przed napaścią z zewnątrz”[1].
Ryzykowne co najmniej jest założenie Misesa, że rząd został ustanowiony w celu ochrony wolności poddanych – historia wskazuje raczej odmienna genezę państwa, niż jako obrońcy poddanych. W skrócie, można powiedzieć, że państwo to kontynuacja tyranii narzucanej przez bandycka klasę wojowników całym społeczeństwom. Prawie żadne współczesne państwo nie zostało „ustanowione” w celu ochrony poddanych – większość ewoluowała z istniejących przedtem monarchii przeróżnego rodzaju, których celem istnienia było utrzymanie panowania i bogactwa dynastii rządzących a nie dbanie o dobro chłopów i rzemieślników (jakkolwiek pewna ochrona tych grup opłacała się władcom z uwagi na dbałość o przyszłe przychody monarchii i brak buntów). Rożnica polega głównie na tym, że zamiast tyranii monarchy, wprowadzono tyranię większości – czyli demokrację. W zasadzie tylko Stany Zjednoczone i ich Konstytucja miały być ucieleśnieniem wizji wolnego społeczeństwa, które cedowało na rząd jedynie bardzo ograniczone obowiązki, zbieżne z misesowską wizja państwa. Jednak te zamiary Ojców Założycieli bardzo szybko uległy zaprzepaszczeniu, gdyż, jak pisze Rothbard:
„nawet w Stanach Zjednoczonych, w jedynym kraju, gdzie konstytucja, przynajmniej w intencjach, narzuca rządowi ścisłe i poważne ograniczenia, nawet tutaj konstytucja posłużyła za narzędzie do zatwierdzenia ekspansji władzy państwa, a nie do jej powstrzymania. (…) wszelkie zapisy określające granice uprawnień, ale pozostawiające rządowi interpretację zakresu swojej władzy, będą interpretowane jako sankcjonujące rozszerzenie tych uprawnień, a nie ich zawężenie. W głębokim sensie, idea skrępowania władzy kajdanami spisanej konstytucji okazała się szlachetnym eksperymentem, który się nie powiódł. Pomysł ściśle ograniczonego w swych uprawnieniach rządu okazał się utopijny.”[2]
Demokracja zdołała zniszczyć tą utopię i także USA przemieniła w kraj dbający o interes potężnych korporacji i klasy politycznej, zamiast zwykłych podatników.
Jeśli chodzi o „obronę kraju przed napaścią z zewnątrz”, tutaj można przyznać Misesowi, że to zadanie rządy wypełniają w istocie dość chętnie, choć warto dodać, że krew przelewają nie politycy i ministrowie, lecz obywatele – poświęcani całymi milionami, jeżeli tego wymaga „interes narodowy”. Ludzie ci nie bronią w istocie siebie, swojej własności, bezpieczeństwa czy rodziny, lecz bronią interesu państwa. To prawda, że najeźdźcy zagrażają im, ich bliskim i ich własności, a wroga inwazja może zniszczyć ich życie. Jednak kiedy zwrócimy uwagę na przyczynę wybuchu wojny, okazuje się, że obywatele są ofiarami zarówno najeźdźcy, jak i własnego państwa, które wzywa ich do obrony. Stan zagrożenia, w jakim się znaleźli jest skutkiem działań tak najeźdźców, jak ich własnego rządu (to samo można powiedzieć o żołnierzach najeźdźcy – oni także są ofiarami państwa). Dlaczego bowiem rząd w ogóle musi podejmować jakiekolwiek działania defensywne przeciwko spodziewanej napaści z zagranicy? Ponieważ chce zachować swój terytorialny monopol na stosowanie przemocy i eksploatację ekonomiczną ludności. Wrogi rząd natomiast może znieść jego monopol i zaprowadzić własny:
„Śmierć Państwa przyjść może na dwa podstawowe sposoby: (a) poprzez podbój dokonany przez inne Państwo lub (b) przez rewolucyjny przewrót własnych poddanych – w skrócie, poprzez wojnę lub rewolucję”[3].
Samo istnienie państwa jest niezbędne dla występowania wojen i to ono je prowokuje. Gdyby nie było państw, nie byłoby wojen na duża skalę, z zastosowaniem lotnictwa, okrętów wojennych i armii pancernych. O ile w czasach ancient regime’u, wojny były na ogół sprawą prywatną monarchów i służącej im klasy rycerstwa, o tyle nowożytne państwa zmieniły wojnę w masową rzeź w której biorą udział całe narody wierząc, że walczą o swoje interesy i wartości. Gdyby nie państwa, które scaliły te masy narodowe i posłały na linie frontu, jest wysoce nieprawdopodobne, aby tak wielkie rzesze ludzi zdecydowały się toczyć wyniszczające wojny totalne.
Co jednak z ochrona wolnego rynku przez państwo? Mises uważa, że zadaniem rządu jest ściganie oszustów i przestępców, którzy stanowią zagrożenie dla dobrowolnych umów w społeczeństwie. Zgadza się – taka rola państwa wydaje się uzasadniona, jednak powstaje pytanie: czy tylko państwo jest zdolne pełnić ta funkcję, którą minarchiści określają mianem „stróża nocnego”? Wydaje się wątpliwe, aby była to prawda. Rozważmy przesłanki, jakie skłaniałyby nas do zgodzenia się z Misesem w tej kwestii. W jakich warunkach państwo ze swoim monopolem na stosowanie przemocy byłoby jedynym sposobem na zapewnienie ładu społecznego? Po pierwsze koszty zapewnienia go musiałyby przerastać każdą indywidualna jednostkę czy grupę jednostek, w związku z czym nie byłyby one sobie w stanie zapewnić stosownej ochrony przed przemocą i oszustwami innych. Wystarczyłoby wykazanie, że samych tylko najbiedniejszych członków społeczeństwa nie byłoby stać na zapewnienie sobie bezpieczeństwa i wolności, lub że bezpieczeństwo scedowane na państwo generuje niższe koszty, niż dostarczane przez podmioty rynkowe. Po drugie, istnienie państwowego aparatu policyjnego byłoby konieczne, jeżeli jego brak spowodowałby nasilenie się przestępczości. Po trzecie – pozostawienie sektorowi prywatnemu kwestii bezpieczeństwa i ochrony skutkowałoby stanem permanentnej wojny między agencjami ochrony i destrukcyjna anarchią.
Jeśli chodzi o kwestie kosztów – z pewnością wiele jednostek i przedsiębiorstw stać na ochronę ze strony prywatnych agencji ochrony. Biedniejsi natomiast zyskają na ten cel dodatkowe fundusze na skutek likwidacji podatku płaconego na funkcjonowanie państwa i przynajmniej cześć z nich, także będzie wówczas stać na usługi prywatnych ochroniarzy, szeryfów czy milicji. Inni mogą organizować obywatelskie czy osiedlowe inicjatywy obronne w rodzaju „sąsiedzkich patroli” czy milicji i w ten sposób rozwiązać problem bezpieczeństwa. Koszty funkcjonowanie państwowego aparatu przemocy z pewnością nie są niższe, niż przedsiębiorstw działających w sektorze bezpieczeństwa. Czy likwidacja państwa doprowadziłaby do zwiększenia przestępczości? Nie sądzę – depenalizacji uległa by znaczna część obecnie ściganych przewinień i przestępstw – np. znikłyby przestępstwa podatkowe. Wątpliwe też wydaje się, aby dalej bezlitośnie ścigano posiadaczy drobnej ilości narkotyków czy hodowców marihuany – w społeczeństwie prawa prywatnego proponowanego przez Hansa Hermana Hoppe, zażywanie, handel czy produkcja narkotyków nie stanowiłyby problemu, dopóki osoby angażujące się w ten proceder nie naruszałyby cudzej własności i nie zmuszały nikogo do zażywania czy zakupu takich substancji. Podobnie sprawa wygląda z prostytucją. Co więcej, prywatne agencje ochrony – przeciwnie niż państwo – zachęcałyby klientów do posiadania broni, co zmniejszałoby koszty ich usług i ryzyko ponoszone przez nie. Klient mogący się obronić to mniejsze ryzyko wypłaty odszkodowania w razie poniesienia przez niego obrażeń czy śmierci.
Mises utrzymuje, że państwo, które nie podejmuje się interwencjonizmu, chroni rynek. Stan taki jest utopią, jak pokazuje historia, rządzący nie powstrzymują się nigdy przed ingerowaniem w funkcjonowanie rynku i działalność rządu nie ogranicza się do pilnowania uczciwości i praworządności. Samo opodatkowanie wpływa szkodliwie na gospodarkę, zmniejszając zysk z inwestycji i oszczędności i skłaniając ludzi do większego konsumowania. W dodatku w efekcie państwowej redystrybucji dochodu bogactwo produktywnej części społeczeństwa musi ulec zmniejszeniu, gdyż przynajmniej część pieniędzy zebranych z podatków trafia do rąk nieproduktywnych urzędników pasożytujących na reszcie społeczeństwa. Gdyby nie finansować działania rządu, który niczego nie produkuje, uwolnione w ten sposób czynniki produkcji i kapitał posłużyłyby albo do wytworzenia większej ilości dóbr i inwestycji, albo też społeczeństwo mogłoby pracować mniej – oba przypadki należy uznać za korzystne, gdyż ludzie cenią sobie nie tylko zysk wynikający z pracy ale i czas wolny. „(…)w naszych czasach wydajna gospodarka wolnorynkowa — bazująca na silnym poczuciu odpowiedzialności osobistej i moralnym zaangażowaniu w obronę praw własności — ma jednego wielkiego wroga: państwo interwencjonistyczne. To państwo nakłada podatki, narzuca regulacje i wywołuje inflację, zaburzając w ten sposób system, który działałby bez problemów, wydajnie i z pożytkiem dla wszystkich, przynosząc bogactwo, bezpieczeństwo i pokój oraz tworząc warunki dla rozkwitu cywilizacji”[4]. Mises wskazuje na mechanizm powodujący, że państwo raz zainterweniowawszy w procesy rynkowe, musi podejmować kolejne interwencje aż w końcu przekształcić musi system gospodarczy w socjalizm. Dziwne wydaje się, że jednocześnie sądzi, że jest możliwe, aby państwo minimalne, ograniczone tylko do funkcji „stróża nocnego”, nie zacznie w podobny sposób rozszerzać swoich funkcji i uprawnień i nie rozrośnie się. Co miałoby powstrzymać rząd, przed rozbudową aparatu przemocy i dalszemu ograniczaniu wolności obywateli, skoro nic nie powstrzymuje go przed poszerzaniem interwencji w procesy rynkowe?
Wreszcie – skoro państwo ma bronić obywateli przed „gwałtownymi i oszukańczymi przestępstwami”, to kto będzie ich bronił przed takimi praktykami ze strony samego państwa? Skoro jest ono sędzią we wszystkich sporach na swoim terytorium – także tych, w których jest stroną – będzie rozstrzygać te spory na swoją korzyść i stopniowo zagarniać własność obywateli oraz ograniczać ich prawa kierując się własnym interesem. Franz Oppenheimer wyjaśnia, że
„Istnieją dwa wzajemnie sprzeczne sposoby dla człowieka pragnącego przetrwać, które można wykorzystać do zdobycia środków niezbędnych do zaspokojenia pragnień. Są to praca i kradzież — własna praca i przymusowe przywłaszczenie pracy kogoś innego.”
Pierwsze sposoby nazywa „ekonomicznymi”, drugie natomiast „politycznymi”[5] Działalność państwa należy zaliczyć do tych drugich. Hans Herman Hoppe określa państwo, jako „instytucję która posiada terytorialny monopol na dokonywanie ostatecznych decyzji w przypadku każdego konfliktu, z konfliktami z udziałem samego państwa i jego sług włącznie. Co za tym idzie prawo do opodatkowania, czyli jednostronnego decydowania o cenie, jaką muszą zapłacić poddani za podejmowanie przez państwo ostatecznych decyzji”[6]. Nie jestem przekonany, aby zastąpienie przestępczości prywatnej przestępczością państwową dokonywana w imieniu „interesu publicznego” było korzystne dla społeczeństwa. Jak wskazuje Rothbard „państwo jest przymusową organizacją kryminalną, która utrzymuje się przy życiu dzięki zinstytucjonalizowanemu, zakrojonemu na szeroką skalę systemowi opodatkowania-kradzieży; której złodziejstwo uchodzi na sucho dzięki konstruowaniu poparcia większości (…), które z kolei jest skutkiem sojuszu państwa z grupami inteligentów kształtujących opinię społeczną”[7].
Jak zauważa Dinesh D’Souza, „Liberałowie idą na uniwersytety, bo bardziej zależy im na władzy”[8] – tak tłumaczy dominację środowisk akademickich przez myśl lewicową. Przekonuje się społeczeństwo, że państwo jest nam niezbędna, aby poskromić przestępczość i oszustwa, aby uregulować nieuczciwą działalność spekulantów i chciwych bankierów i „wspomóc niewidzialna rękę rynku, która jest też ślepa”, a także zadbać o najuboższych, którzy bez pomocy państwa przepadliby z kretesem. Zwolenników wolnego rynku i przeciwników interwencji państwa określa się mianem „społecznych darwinistów” a przynajmniej „pozbawionymi wrażliwości”, zaś przeciwników opodatkowania wprost nazywa terrorystami i ekstremistami[9]. Wmawia się ludziom, że istnieją liczne dziedziny gospodarki i życia, których nie można oddać przedsiębiorstwom rynkowym – wśród nich wymienia się drogi, służbę zdrowia, systemy ubezpieczeń i emerytalne, ochronę środowiska czy oczywiście obronność i sądownictwo. Wszystko to nie prawda. Jednak zwolennicy tzw. „trzeciej drogi” sugerują, że możliwe jest połączenie wolnego rynku i elementów socjalizmu pod postacią „państwa opiekuńczego”. Trzecią drogę cechować ma „równość szans i wolności obywateli, obrona słabszych, wolność i autonomia działalności (…) Współistniejące, dobrze sprawdzone i podstawowe cechy tej gospodarki to: zrównoważona, społeczna i ekologiczna, regulowana przez państwo gospodarka rynkowa trwałego rozwoju.”[10]. Proponenci „trzeciej drogi” zapominają, że odgórne wyrównywanie szans przy użyciu narzędzi państwa przeczy wolności i autonomii, a coś takiego, jak „regulowana przez państwo gospodarka rynkowa” to pusty frazes – tam, gdzie gospodarkę reguluje państwo, nie ma rynku.
Społeczeństwo zmanipulowane przez uniwersyteckich apologetów etatyzmu jest skłonne podporządkować się podatkowemu wyzyskowi i urzędniczej kontroli także ze względu na osobisty zysk członków niektórych grup społecznych – beneficjentów państwowej redystrybucji dochodu. Transferując pieniądze od jednych grup do drugich, politycy i urzędnicy kupują poparcie sobie i idei państwa w ogóle. „To jest układ, w którym przymus jest stosowany w celu faworyzowania niektórych jednostek lub grup w zamian za przyzwolenie na sprawowanie władzy. Państwo sprzedaje przywilej, który jest niczym innym jak gospodarczą korzyścią otrzymaną kosztem innych”[11]. Wśród tych uprzywilejowanych grup najczęściej znajdziemy wielki biznes, banki i korporacje, które najskuteczniej zabiegają o wsparcie rządu i ochronę prawną, cła i wręcz ubiegają się o regulację rynku, aby w ten sposób zwalczać konkurencję ze strony drobnej i średniej przedsiębiorczości oraz firm zagranicznych. Ci biznesmeni, którzy próbują działać uczciwie i unikać mariażu z władzą, mogą mieć przez to wręcz kłopoty[12]. Dzięki potężnemu narzędziu finansowania swojego działania, jakim jest inflacyjny pieniądz papierowy, rząd może uwolnić się od konieczności zabiegania o względy uprzywilejowanych grup:
„Kartkując szybko historię politycznych instytucji, można dojść do wniosku, że praktyka kupowania wsparcia uprzywilejowanych i subsydiowanych grup znika, gdy państwo staje się samowystarczalne tj. kiedy rynek jest całkowicie pod jego dominacją. W takiej sytuacji państwo staje się jedyną uprzywilejowaną klasą społeczną. Przymus państwowy spycha społeczeństwo do stanu podległości w stosunku do biurokracji i policji, czyli części składowych państwa”[13].
Absolutna władza pociąga za sobą zniewolenie i grabież dokonywana co dzień na obywatelach. Rothbard pisze wręcz, że:
„(…) tak naprawdę, nie ma własności prywatnej w granicach ziemi posiadanej przez państwo – to ono posiada całą ziemię, jest ostatecznym właścicielem”[14].
Dla zilustrowania tego stwierdzenia nie potrzeba przywoływać przykładów brutalnych wywłaszczeń w Chinach, wystarczy zainteresować się prawem obowiązującym w Polsce, czy zajrzeć do Konstytucji: „Wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem.”[15]. Skoro decyzję o tym, co jest wystarczająco ważnym „celem publicznym”, aby uzasadnić wywłaszczenie obywatela poodejmuje sąd państwowy, mamy do czynienia z przypadkiem, kiedy sądzony jest sędzią we własnej sprawie. Nie trudno przewidzieć skutki takiego stanu rzeczy. Hoppe tak określa tą sytuację: „realna własność stanie się czymś, co nazwiemy realnej fiducjarną własnością”[16]. Czy to jest państwo, które ma „chronić obywateli przed gwałtownymi i oszukańczymi przestępstwami”? W moim mniemaniu obywatelowi wszystko jedno, czy traci własność na rzecz pospolitego złodzieja, czy na rzecz rządu, który odbiera mu ją „legalnie” – jakkolwiek nie można zalegalizować czegoś, co jest nielegalne per se, nawet, jeśli formalnie nazwie się to „podatkiem” nadal będzie to grabieżą. Jak pisze Rothbard „przymus wszystkich przeciw wszystkim nie czyni go ani trochę dobrowolnym”[17].
W tym kontekście trudno zgodzić się z optymizmem i wiara Ludwiga von Misesa w możliwość ograniczenia wszechwładzy rządu i zatrzymaniu go w granicach wymarzonego przez minarchistów państwa minimalnego chroniącego wolność i własność obywateli. Państwo minimalne może być trudno do osiągnięcia lub zupełnie nie osiągalne – tym bardziej, że nie jest w interesie najpotężniejszych kapitalistów. Najpotężniejsi gracze wolą wejść w sojusz z silnym, protekcjonistycznym rządem. W związku z tym droga do wolności, może wymagać bardziej radykalnych postulatów. „W prawdziwie wolnym społeczeństwie, gdzie przestrzega się indywidualnych praw każdej osoby i praw własności, państwo musiałoby przestać istnieć” pisze Rothbard[18]. Tak, jak w gospodarce istnieją tylko dwie drogi – wolny rynek lub socjalizm – tak na gruncie organizacji społeczeństwa możemy mieć do czynienia z nieunikionym wyborem: państwowa niewola, czy pozbawione państwa społeczeństwo ludzi wolnych – anarchokapitalistyczne. Koncepcja państwa minimalnego może okazać się równie utopijna, co „trzecia droga”, którą Mises nazywa „czystym nonsensem”[19].
Niestety anarchokapitalistyczne społeczeństwo pozbawione państwowego nadzorcy budzi pewne obawy. Gdybyśmy mówili o jakimś mitycznym „zerowym punkcie” w historii, od którego organizacja społeczeństwa mogłaby rozpocząć się na nowo – wraz z podziałem własności, wówczas można by sobie bez trudu wyobrazić heterogeniczne społeczeństwo prawa prywatnego, w którym każda jednostka mogłaby żyć i podejmować taką aktywność, jakiej tylko by zapragnęła – pod warunkiem nie szkodzenia innym. Nie mielibyśmy do czynienia z niebezpieczeństwem ze strony „dużych graczy” mogących ustanowić swój własny przymusowy monopol na przemoc. Jednak nie jesteśmy w punkcie zerowym, lecz stoimy przed zastaną rzeczywistością społeczno-ekonomiczną, w której występują potężne korporacje, kartele bankowe i monopole takie, jak Monsanto. Skoro wyeliminujemy państwo z roli strażnika praworządności, kto zapewni nam, że te wielkie molochy biznesu nie spróbują zająć jego miejsca? Największe korporacje dysponują środkami finansowymi większymi od niejednego państwa wielkości Polski, można by wyobrazić sobie, jak organizują własną policję i armię i same stają się quasi-państwami błyskawicznie rujnując anarchokapitalistyczną utopię. Prywatne armie takie, jak Academi[20] mogłyby z łatwością podporządkować sobie miasto czy cały region. Hans Herman Hoppe wyraża przekonanie, że w wolnym społeczeństwie wojny między agencjami ochrony nie będą się po prostu opłacały a prywatne przedsiębiorstwa nie będą stosować przemocy wobec swoich klientów, gdyż jest to bardziej kosztowne, niż świadczenie dobrowolnych usług[21]. Rzeczywiście, na wojnie większość przedsiębiorców raczej traci, niż zyskuje, jej beneficjentami są głównie producenci uzbrojenia i banki. Jednak wielki biznes odwykły od uczciwej konkurencji może nie pogodzić się z utratą opiekuńczego parasola rządu. Grozę budzi widmo wyłonienia się nowych, być może jeszcze bardziej bezwzględnych i okrutnych pseudo-państw takich, jak Coca-Cola State czy Republika Monsanto. Nie chciałbym ujrzeć czołgów z logiem General Dynamics tłumiących powstania libertarian z Minneaoplis nie chcących płacić podatków nowemu tyranowi.
Obawiam się, że dopóki nie powstanie sensowny i nie mający nic wspólnego z bolszewizmem koncept uczynienia wielkich korporacji niegroźnymi, całkowity demontaż państwa mógłby sprowadzić się jedynie do zmiany tyranów a anarchokapitalizm nie zdążyłby przetrwać nawet kilku tygodni szybko zastąpiony rządami korporacji. W tym kontekście państwo minimalne Misesa jest rozwiązaniem czasowo bezpieczniejszym, jeżeli nie szczytem naszych marzeń o wolności, a na pewno jest odpowiednim krokiem w kierunku anarchokapitalizmu – jeżeli ten ostatni ma kiedykolwiek stać się możliwy.
Pingback: Nowy tekst: Anarchokapitalizm czy państwo minimalne? | ANTISTATE
Nie wolno libertarianinowi cofać się ani o krok w wyznaczaniu celu i realizacji idei wolności. Państwo minimalne jest na pewno formą przejściową. Korporacje i inne parapaństwowe instytucje zostaną naturalnie wyparte przez wolny rynek, przy zniesieniu wszelkich form uprzywilejowania oraz za sprawą oparcia prawodastwa na prawie naturalnym. Wszystkie molochy korporacyjne są niewydolne i ekonomicznie nieefektywne. Jeżeli tylko znieść przywileje oraz prawo je chroniące i promujące okaże się, że nie wytrzymują konkuręcji z mnogimi drobnymi przedsiębiorstwami. Te są tanie, dynamiczne lepiej dostosowują się do oczekiwań klientów. A to właśnie klienci swoimi zakupami zadecydują kto na tym rynku się ostanie.
Amen. 🙂
Kto powstrzyma taka korporację Monsanto przed wynajęciem usług prywatnej armii Black Water, znanego obecnie jako Academi i siłowym podporządkowaniem sobie jakiegoś regionu i ściąganiu haraczu tak, jak to robi rząd federalny? Jeśli ma do tego nie dojśc, razem ze stopniowym demontażem państw, trzeba by przeprowadzić demontaż takich gigantów dysponujących olbrzymimi pieniędzmi, ziemią i sprzetem.
Twoje korporacje zeżre rynek jak tylko upadnie rząd i biurokratyczne złodziejstwo odeślesz w piach! Bez ustaw zakazów nakazów cła i licencji ten cały Duży Biznes runie tak jak sugerujesz Colchee. Brutale Academi nie będą okupowali żadnego „regionu” bo ich armia uzbrojonych cywilów rozniesie na strzępy i to całkowicie legalnie!
Niko – wszystko pięknie, tylko że Brutale z Academi posiadają samoloty, bron maszynową, granaty i wozy pancerne itd…. 😦 Jakos nie widzę farmerów i mieszczuchów z nimi walczących…
A czy żołnierze Armii USA nie są też czasem mieszkańcami miejsca, gdzie Twoja korporacja będzie chciała okupować? Wtedy wezmą czołgi i samoloty ze swoich jednostek wosjkowych i rozgromia Twoja korporacje w tri miga.
Czyli że czołgi i sprzęt wojskowy po likwidacji państwa ma dostać się w ręce prywatnych obywateli? 😀 Hmmmm. O tym nie pomyślałem.
Nie nazywaj ich „obywatelami” już bo bez państwa nie ma żadnych „obywateli” i nie nazywaj ludzi „prywatnymi” bo to nie ma sensu. Wiem że myślałeś o „prywatnym posiadaniu” ale lepiej pisać precyzyjniej niż mniej precyzyjnie bo się taki wredny Ruski przyczepi 😉 Nie wiem czy tak będzie że żołnierze sobie zabiorą do domu czołgi należące przedtem do likwidowanej armii, ale to niewykluczone. Jako że każdy obywatel kraju jest w pewnej części właścicielem takich czołgów (i wszystkiego innego co w wojsku państwowym było używane) to logicznie do nich powinno to wrócić. Najlogiczniejsze aby przez zawłaszczenie swoich dawnych to żołnierze przejęli w posiadanie ten sprzęt – zresztą oni najlepiej go obsługiwać potrafią. Mogą czołgi trzymać na parkingach w mieście (tak jak Gwardia narodowa w Ameryce) na poligonie obok miasta albo nawet w garażach – wolne społeczeństwo samo wybierze jak mu wygodniej. Jak będzie dużo zagrożeń bo chociażby Twoja korporacja będzie napadała to ludzie pewno w garażach czołgi pochowają aby ich szybko używać. A jak już się wrogów wolności pozbędą to może będą woleć trzymać je dalej od domów bo to dużo miejsca zajmuje i w sumie wadzi tylko i skoszarują gdzieś. Nie bój się ludzie sobie z biznesem poradzą jak rządy nie będą już legalizowały przemocy ze strony tego biznesu.
„Jak zauważa Dinesh D’Spouza,” – chyba ma być D’Souza a nie D’Spouza 😉 – D’Souza jest w przypisach i ciotka Wiki też tak mówi 😉
Ja to postrzegam tak: albo usuniesz państwo co może być bardzo bardzo bardzo trudne i państwo bardzo bardzo będzie Ciebie chciało zabić albo do więzienia wtrącić zanim uda Ci się je usunąć. Albo usuniesz nacjonalizm i wszystkie inne „izmy” i wtedy państwo nie będzie mieć pretekstu do wszczynania wojny a bez wojny straci rację bytu a wtedy upadnie naturalnie. Albo wszyscy przestaniemy płacić podatki żywiąc się tym co sobie wyhodujemy w doniczkach w lesie publicznym (żeby nie płacić podatku gruntowego) i państwo upadnie przez braki pieniędzy 😉
No okej koniec zgrywania się tekst bardzo fajny oby tak dalej!
Ale mogłeś pisać więcej o przykładach państwowej przemocy i zająć się bardziej tym o czym pisze LvM czyli że interwencje prowadza do całkowitej likwidacji wolnego rynku – to temat gigantyczny. A tak to tekst robi się króciutki jak na taki ważny temat. Mało! Za mało! Taki ekstra temat o potencjale i tak mało napisałeś!
D’Souza – poprawione,
Nikolai sława Ci! Tak ma być. A taka gwardia narodowa z pochowanym sprzętem w garażach jest niezwykle trudna do zlokalizowania i unieszkodliwienia, za to bardzo szybka w reagowaniu. Wielkie USA przegrały w Wietnamie, bo tam każda chata, ziemianka, palma była siedliskiem sił oporu. Nie do zwalczenia. Chyba, że atomowa zagłada. I to praktycznie jedyne zagrożenie.
Co do broni atomowej – cóż, poważnym zagrożeniem jest, jeżeli ktoś chciałby jej użyć. Nikt normalny by tego nie zrobił, ale ludzie stojący na szczycie wielkiego biznesu, najpotężniejsi bankierzy i korporacje nie są normalni – w tym aspekcie że życie ludzkie nic dla nich nie znaczy, jeśli stoi na drodze ich zysku. Zacytuję Thomasa E. Woodsa: “Są na świecie takie korporacje, które wolałyby zobaczyć świat wypalony do nagiej ziemi, niż prawdziwy wolny rynek.”
Dobrze, gdyby udało się zlikwidować zapasy broni jądrowej równolegle z likwidacją państw, aby nie dostawała się w ręce ludzi chcących siać terror. Sam proces likwidacji tych zapasów zagrażałby jej rozprzestrzenieniem się niestety. Trzeba by powołać specjalne agencje do likwidacji tego typu broni, która by tego dopilnowała a potem została rozwiązana – tak, jak państwa. Ale to tylko ludzie.
Poza tym firmy energetyczne prowadzące elektrownie jądrowe mogłyby uruchomić programy jądrowe, co jest cholernie kosztowne, ale obawiam się, że takie giganty, jak American Electric Power czy Exelon mogłoby być na to stać…
Tworzenie komisji to zły kierunek tworzenia kolejnych bytów instytucjonalnych. Trzeba zauważyć, że wykorzystanie uranu w energetyce jest dużo bardziej opłacalne ze względów ekonomicznych, społecznych, moralnych, wszystkich niż zastosowanie go w bombie atomowej. Uwolnijmy rynek energetyczny, dajmy ludziom na tym zarobić, a sami się rozbroją przerabiając bomby na paliwo do reaktorów elektrowni. Edukacja, rozmontowanie państwa i uwolnienie rynku nawet to zagrożenie może zneutralizować.
Mimo wszystko ktoś utylizacją już zgromadzonych arsenałów jądrowych się musi zająć. O ile – w przeciwieństwie do Paula Krugmana – nie wyczekujemy inwazji z kosmosu 😉 to broń atomowa nie będzie nam potrzebna w celach obronnych. W sumie atomówki są kiepskie w obronie tak czy inaczej, to broń typowo ofensywna. Sądzisz, że każde społeczeństwo sobie samo wymyśli drogę do likwidacji broni atomowe wraz z likwidacją rządu?
Co do opłacalności energetyki jądrowej i nieopłacalności broni atomowej – zgadza się, samo posiadanie i produkcja tej broni przynosi jedynie koszty. Gorzej, jakby jakaś organizacja sobie pomyślała, że wyprodukuje bombę, wwiezie ją do dużego miasta i będzie pobierać haracz od jego mieszkańców grożąc detonacją. Ale może i z ryzykiem takiego terroryzmu można sobie jakoś poradzić.
Sara, nierozsądnym jest zabierać się za usuwanie „izmów” gdy państwo istnieje, bo to właśnie państwo jest ich źródłem. Właśnie najpierw należy rozmontować państwo, a „izmy” same zdechną. Niepłacenie podatków, bardzo dobry pomysł. Zobaczcie jak ładnie wychodzi nam niepłacenie abonamentu telewizyjnego. Jesteśmy najlepsi w Europie w tej konkurencji! Działa. A poza tym powtórzę za Rthbardem: „Współczesny świat nie zna w pełni smaku wolności; libertarianie proponują spełnienie […] marzenia całego świata o wolności i dobrobycie całego rodzaju ludzkiego.” I naszym zadaniem jest tę pełnię smaku wolności światu pokazać. Reszta zrobi się sama. Dlatego nie gań autora za krótki tekst, bo on ma być strawny dla niewprawnych. Niech wiedzą. Niech smakują.
Dokładnie, Colchee – izmy są generowane przez państwo, które potrzebuje ich dla usprawiedliwienia swego istnienia. Sara chyba nie dostrzegła sprzeczności w swoim wywodzie. Weźmy taki nacjonalizm (czy w lżejszej postaci patriotyzm) – czysty wynalazek państwa nowożytnego. W średniowieczu chłopi nie mieli najmniejszego pojęcia że mieszkają we Flandrii, Brandenburgii czy Królestwie Polskim. Byli “tutejsi” i nic, poza bandytami atakującymi bezpośrednio ich wioskę nie skłoniłoby ich do walki za nikogo innego. Król był dla nich odległym, na wpół legendarnym osobnikiem z dalekiego “miasta”. Potem reformacja obudziła narodowe języki pozwalając modlić się ludziom po “swojemu”, a dalej monarchie oświecone zaczęły tworzyć szkolnictwo i armie z poboru. Nauczono ludzi, że nie są już Jacquesem z Nikąd albo Karlem z Wioski, tylko Francuzem i Niemcem. No i zaczęła się spreparowana przez elity rządzące międzynarodowa rzeźnia…
Samo rozważanie wszystkich zagadnień jakie do tej pory zostały poruszone na tym blogu i w wielu innych miejscach prowadzi do jednego: „Ludzie są zbyt zacofani aby żyło się im dobrze i bez przemocy”. Drodzy państwo spójrzcie na naszą rasę człowiek, jak tak popatrzymy obiektywnie to nie brzmi wcale dumnie to brzmi bardzo żałośnie i to bardzo. Jako cywilizacja jesteśmy zbyt zacofani aby poradzić sobie z problemami tu poruszanymi, dlaczego? Oczywiście powinienem podać jakieś uzasadnienie, no proszę:
1. Tony jedzenie marnuje się w jednym miejscu na ziemi a tym czasem w drugim ludzie giną z głodu.
2. Zbieramy przez całe życie g…. warte papierki i każdy dąży aby ich posiadać jak najwięcej.
3. Każdy chce być lepszy od bliźniego (czysto zwierzęce zachowanie jak ptaszki chwalące się przed samicami piórkami).
4. Każdy chce dominować nad innymi (jakaś patologiczna chęć dominacji mówi ludziom że nie są wstanie sami sobie zapewnić szczęścia wręcz muszą mieć niewolników) absurd jakiś.
Mógł bym jeszcze powymieniać że gwałcimy, mordujemy, torturujemy, kradniemy….blablablabla ale po co to. Wymieniłem te 4 zakały ludzkiej natury (a raczej czegoś co sami sobie ludzie wmontowali w psychiki) i do puki sobie z tym ludzka rasa nie poradzi to nie ma najmniejszych szans na to o czym się rozpisujecie, jest jedynie szansa na rozlew krwi i dalsze kręcenie spiralą nienawiści……
ps. Nie znam się na ekonomi i nie zmierzam jej poznawać ponieważ ja również uważam że „…nie powinniśmy ufać rządowi i ekonomistą…” a nie można pobierać nauk od kogoś komu się w nie, nie wierzy 😛
Zgadzam się z Tobą, że ludzie nie są idealni i mają występna naturę – dlatego tym bardziej nie należy powierzać kluczowych decyzji i władzy żadnemu rządowi, który przecież składa się z… ludzi. Rząd nie jest ani odrobinę bardziej moralny i uczciwy od osób prywatnych – wręcz przeciwnie, w demokracji istnieją czynniki sprawiające, że rządzący są kuszeni do oszukiwania i nadużywania władzy. Zresztą nie tylko w demokracji.
Dlatego właśnie, że natura ludzka nie jest idealna, nie działają takie systemy jak socjalizm czy demokracja. Należy je zlikwidować. Dlatego, że natura ludzka dąży do dominacji i władzy nad innymi, należy znieść władzę.
Anarchokapitalizm, wbrew temu, co może Ci się zdawać, jest odpowiedzią na problemy, które dostrzegłeś. Niektóre znosi automatycznie z miejsca, na inne pozwala szukać rozwiązania ludziom wolnym, nie związanym ograniczeniami państwa i wielkiego biznesu kontrolującego obecny świat.
A szczegółowiej:
1. Głód na świecie. Głód na świecie nie wynika z warunków naturalnych, z plag i klęsk żywiołowych. Wynika z rozwiązań instytucjonalnych. Państewka afrykańskie dla przykładu w dupie mają swoich poddanych, wola prowadzić wojny, niż rozwijać rolnictwo i handel. To raz. Dwa, zachodnie państwa europejski i USA zamiast zostawić ich w spokoju (co byłoby najlepsze), albo im pomóc, aktywnie wspierają wojny i handel bronią i narkotykami w biednych regionach. Robią to wywiady (głównie CIA) i biznes zbrojeniowy (zarabiający krocie na obrocie nielegalna bronią). Usuń państwa i korporacje, a wolny rynek i społeczeństwo rozwiąże swoje problemy bez ucisku i machinacji biznesu i państw.
2. Problem z gówno-wartymi papierkami polega na tym, że to pieniądz fiducjarny, na którego emisji zyskują tylko państwa, banki centralne oraz banki komercyjne. To nie pieniądz służący ludziom ale dług służący bankierom do robienia fortun. Reforma pieniężna jest konieczna. Nie ma natomiast niczego złego w tym, że ludzie chcą się bogacić i podwyższać swój standard życia – gdyby tego nie robili, do dziś żylibyśmy w jaskiniach i żarli jagody z lasu umierając w wieku 30 lat albo wcześniej pożarci przez lamparta. Problem z bogaceniem sie jest tylko wtedy, kiedy ktoś chce bogacić się okradając i wyzyskując innych – jak robią to współczesne kartele bankowe i wielkie korporacje dotowane i wspierane przez rządy. Likwidacja państwa to likwidacja banków centralnych, wprowadzenie wolnego rynku do produkcji pieniądza i bankowości. Problemy rozwiązane.
3. A co? Człowiek powinien dążyć w przeciwna stronę? Czyli powinien chcieć być „gorszy od innych”? Co jest złego w tym, że Jones pragnie być np. lepszym prawnikiem od Browna? Albo że Frank chce być lepszym pisarzem od Arthura? Czyż nie zyskujemy wszyscy na tym, że Ci ludzie będą się rozwijali i starali być jak najlepsi w tym co robią? A nawet, jeżeli Shean chce być jedynie bogatszy od Rona, to i tak musi to osiągnąć robiąc coś, dzięki czemu uzyska to bogactwo – musi dać konsumentom coś, co będą bardziej cenili, niż to co da Ron. Wtedy stanie się bogatszy – i będzie to sprawiedliwe bogactwo. Wszyscy zyskali, a sprawca tego – Shean – powinien zyskać najwięcej. Gorzej, jeżeli ich wysiłek zmierza w innym kierunku: aby udupić innych, żeby byli gorsi. Anarchokapitalizm jest na to lekiem, bo uniemożliwia naruszanie cudzej własności oraz wolności. W anarchokapitalizmie możesz dążyć do tego, aby być lepszym, ale nie możesz dążyć do tego, aby inni byli gorsi.
4. W anarchokapitalizmie nie ma dominacji nad innymi, przynajmnie nie za pomocą przymusu, bo jak spróbujesz nad kimś dominować, to weżnie strzelbę i odstrzeli Ci głowę. I nie ochroni Cię państwo ani korporacja, tak, jak to jest dzisiaj.
Bardzo składne wyjaśnienie. Tyko pamiętaj, że na polskim blogu bardziej zrozumiałe są przykłady z naszego podwórka. Czyli zamiast „Shean i Ron”, lepiej pisać np.: Szymon i Robert. Faktem jest, że większość literatury libertariańskiej jest w języku angielskim i pewnie stąd to skrzywienie w kierunku amerykanizmu, ale warto zwrócić na to uwagę, bo w tej formie informacja brzmi obco i zaraz budzą się głosy: „W USA to tak, ale u nas, to się nie da.” A to się da u nas i wszędzie indziej. Tylko trzeba pisać krótko i jasno o podstawach, by taki Sjb Bjs, który znać ekonomii nie chce (ma do tego prawo) dostrzegł kto go wyzyskuje i okrada oraz żeby wiedział jak się przed tym bronić.
Słuszna uwaga, fakt, nie ma powodu, aby pisać angielskie imiona, zamiast polskich 😀 Dzięki 😀
Sądzisz że minieni rewolucjoniści nie mówili że znaleźli rozwiązanie wszystkich problemów. Mi się wydaje że nie zrozumieliście moich spostrzeżeń. A twoja odpowiedź nie wyjaśnia wcale dlaczego anarchokapitalizm jest lekarstwem na cokolwiek. Nie ma sprawiedliwości na świecie i nie będzie jej w najbliższej przyszłości czyli jakieś 500lat (przypomnij sobie co miał na temat równości do powiedzenia imperator imperium Brytyjskiego to było bardzo trafne spostrzeżenie). Sam potwierdziłeś moją wypowiedź że ludzie są zbyt zacofani na to aby żyć godnie i w pokoju. w tym miejscu „W anarchokapitalizmie nie ma dominacji nad innymi, przynajmnie nie za pomocą przymusu, bo jak spróbujesz nad kimś dominować, to weżnie strzelbę i odstrzeli Ci głowę. I nie ochroni Cię państwo ani korporacja, tak, jak to jest dzisiaj.” Jeśli człowiek nie krzywdzi drugiego tylko dlatego że boi się o stratę głowy to jest nadal czymś na wzór zwykłego psa który się boi zerwać ze smyczy bo pan go skarci i nie da jeść przez 2 dni. Nic nie wyjaśniłeś ja wiem dlaczego tak się dzieje, dlaczego ludzie głodują i tak dalej tylko w sposób jak najbardziej obiektywny odpowiadam ci że takie systemy jakie tu reklamujesz są nie realne. I winni temu są ludzie, to co mają w głowie. A co do bycia lepszym od innych to ślepy zaułek często prowadzący do frustracji albo nawet do agresji. Lepiej być lepszym od siebie samego niż od innych bo nie ma przeciwnika większego od nas samych.
Colchee ja nie muszę nic czytać żeby wiedzieć że rząd okrada mnie podatkami i innymi składkami, nie wiem czy pracujesz ale jeśli tak to chętnie poznam twoje sposoby na radzenie sobie ze złodziejstwem rządu. Nie ma chyba innego sposobu jak szara strefa ale mogę się mylić. No i nawet w szarej strefie okradną cie na stacji paliw akcyzą i wieloma innymi podatkami które są wliczone w ceny. A jeśli chodzi o złodziejstwo bankierów, wielu ludzi na nich narzeka bo musza płacić procent. Drodzy państwo jeśli bierzemy kredyt to podpisujemy umowę więc nie wiem o co chodzi a jeśli bank was okrada rękoma urzędników państwowych to proszę powiedzcie mi jak to powstrzymać. Tylko nie anarchokapitalizm bo jak słyszę te rewolucje to tylko się zastanawiam nad jednym w jaki sposób chcecie to wprowadzić? Skoro polskie społeczeństwo nie radzi sobie nawet z receptami i wiekiem emerytalnym i swoimi emeryturami. A więc jak coś takiego? Może terroryzm? No bo jak ich wszystkich wyciąć, tych złodziei i ich obrońców?
A widzisz, bo Ty krytykujesz po prostu naturę ludzką. Niestety, ale nie jest celem systemu społecznego zmiana natury ludzkiej, bo to niemożliwe – znaczy się komuniści w stalinowskiej Rosji i naziści w hitlerowskich Niemczech próbowali „stworzyć nowego człowieka”, ale sobie zęby połamali. Filozofia systemu społecznego traktuje naturę ludzką – która Ty określasz jednoznacznie negatywnie i w pewnym stopniu myślę, że masz rację – jako odgórnie daną i nie zamierza tej natury zmieniać. System społeczny ma inne cele, zwłaszcza system libertariański czy anarchokapitalistyczny. Celem jest takie zorganizowanie społeczeństwa, aby zlikwidować maksymalnie jak najwięcej relacji władzy i wyzysku, relacji pan-wasal, państwo-poddany. Podstawowym krokiem ku temu jest likwidacja państwa, które dopuszcza się najbardziej zinstytucjonalizowanej, masowej i nieustannej przemocy i wyzysku wobec ludzi. Żaden libertarianin nie twierdzi, że w libertariańskim społeczeństwie całkowicie znikną wszystkie problemy, ani żaden anarchokapitalista tak nie uważa. Dopóki społeczeństwo składa się z ludzi mających emocje, słabości, żądze i pokusy, podatnych na antagonizmy i konflikty, dopóty istnieć będą konflikty czy przestępstwa. My chcemy jednak zlikwidować przestępcę największego kalibru – państwowy monopol na przemoc, który wywołuje wojny totalne, buduje obozy koncentracyjne itp. Żadna mafia nie dorównuje państwu narodowemu pod względem ilości i skali generowanego zła. Anarchokapitaliści wierzą, że prywatne prawo, sądy arbitrażowe, prywatne agencje ochrony, szeryfowie czy kontraktorzy lepiej zapewnią bezpieczeństwo ludziom, niż państwowa policja i wojsko. A to dlatego, że będą konkurować o konsumentów a nie stanowić odgórny monopol. Do tego wierzą, że dobrowolne umowy i wolny rynek lepiej poradzą sobie z zapewnieniem ludziom wszystkich możliwych usług w każdej dziedzinie, z ochroną zdrowia, szpitalami, drogami czy obroną terytorialna włącznie – i nie potrzeba do tego państwowego terrorysty wymachującego flagą z gwiazdkami i depczącego ludzka wolność. Co do tej kwestii dominacji – Owszem, natury ludzi nie zmienisz, może to mało szlachetne, że można ich tylko odstraszać, ale lepsze to, niż nie móc ich odstraszyć i musieć im służyć, nie sądzisz?
Co do banków – totalnie nie zrozumiałeś o co mi chodziło. Banki sa nieuczciwe nie dlatego, że żądają procentu, ale dlatego, że kreuja pieniądze ex nihilo, używają depozytów swoich klientów na tworzenie kredytów i są w zmowie z rządami, które w razie kłopotów je nacjonalizują dokonując bailoutów – a to na koszt podatnika.
Nie sądzę też, aby dążność do bycia lepszym od innych była taka szkodliwa – zostaw to innym ludziom, czy chcą być lepsi czy gorsi i czy chcą się frustrować, nie jest to problemem systemu społecznego, aby decydować, czy ludzie mogą czy nie mogą się frustrować 😉
Frustracja jest to problem społeczny bo człowiek naładowany negatywnymi emocjami przenosi je na innych ludzi a jeśli jakieś czynniki notorycznie wpędzają w negatywne stany ludzi należy coś z nimi robić aby już tego nie robiły. Piszesz ciągle o bankach ale teraz jest jeszcze jedna wielka siła i działa jeszcze przewrotniej niż za komuny, propaganda która już nie straszy gułagiem tylko sprawia ze ludzie sami w padają w pułapkę. Psychologowie którzy mówią co jest zdrowe w społeczeństwie a co nie, co szkodzi a co daje zyski społeczeństwu, kim oni są i czy na pewno nie ma na nich wpływu jakaś szara eminencja elit?
Frustracja jest problemem społecznym wtedy, kiedy sfrustrowany człowieczek zacznie bić, wyzywać się albo mordować innych – masz rację. Ale od tego są psychologowie aby mu pomóc. No a libertariański czy anarchokapitalistyczny porządek świata możę zmniejszyc poziom frustracji – choćby przez eliminację wkurwiających urzędników, podatków i generalnie państwa, które za sporą częśc frustracji odpowiada. Inne jej źródła to jakby nie jest pole zainteresowania libertarianizmu 🙂 Co do „propagandy’ – propaganda to narzędzie, a nie „siła”. Piszę o bankierach, bo bankierzy obecnie wywołują wojny, decydują o polityce, kto będzie prezydentem itd. A czy za plecami bankierów siedzi ktoś jeszcze? Bardzo prawdopodobne że tak, albo że bankierzy zasiadają do stołu z innymi szarymi eminencjami jak równi z równym. CFR, Rada 300, Masoneria, Iluminaci czy Jezuici – nie wiem, odpowiedzi poszukaj na blogu Marcina Dachtery, on się na tych tematach zna i je bada: http://zakazanawiedza.wordpress.com/
Niestety, żeby tak od razu udało się rozwalić rząd, zmiany powinny być globalne, na całym świecie. Wyobraź sobie, że jakieś abstrakcyjne państewko w Europie pozbędzie się swoich władz. No i co się wtedy stanie? Do takiego zbuntowanego państwa przyjadą siły zbrojne sąsiadów z misją pokojową=)
Jeszcze warto pamiętać zasadę „dziel i rządź”.
Z tego co ja widzę, to ludzkość się budzi wolniej niż NWO (czy coś co za tym czymś stoi) się razwija. Więc na razie przegrywamy. Przecież nikt nie chcę walczyć o wolność. Dla zwykłego człowieka wolnością puszka piwa i obejrzenie jakiegoś dobrego show, coś w stylu euro2012.
Dokładnie jak pokazuje słynny chiński filmik, świat się zawala, a oni oglądają piłkę=)